wtorek, 14 stycznia 2014

Z PAMIĘTNIKA FORDANSERKI. MARIA UKNIEWSKA, "STRACHY"



    Lata dwudzieste, lata trzydzieste… przedstawiane często z melancholią i sentymentem jako czas, w którym kwitło kawiarniane życie, piękne panie pląsały w rytmie swinga a taneczne rewie przeżywały apogeum popularności, uchylając drzwi do niedostępnego świata zakazanych rozrywek i niebezpiecznych miłostek.
    Rzeczywistość, szczególnie ta osadzona w polskich realiach, była jednak, jak się okazuje, znacznie bardziej siermiężna, nędzna i trywialna. Brzydka.
    Maria Ukniewska (prawdziwe nazwisko Maria Kuśniewiczowa) – w młodości tancerka w teatrzyku rewiowym – zawarła swoje obserwacje i przemyślenia na temat żywota typowej girlsy w książce „Strachy”. Powieść, choć nie jest zapisana w formie wspomnień, ma niemal rangę dokumentu. Przeżycia  samej autorki i losy jej koleżanek były przyczynkiem do naszkicowania tak ponurej wizji życia w  okresie dwudziestolecia międzywojennego.
    Lektura „Strachów” jest doświadczeniem dość gorzkim. Po pierwsze, zrywa z landrynkową wizją egzystencji rewiowych artystek. Po drugie, pokazuje ludzi, którzy nie tyle idą przez zycie, co pełzają nieco ponad poziomem gruntu, chwytając raz po raz wpadający w ręce ochłap. Nieważne, czy jest to okazja do łatwego zarobku, czy do podebrania paru złotych z cudzej kieszeni, czy do odbicia absztyfikanta niezbyt lubianej koleżance.
    Główna bohaterka, Teresa Sikorzanka, jest jedną z wielu podrzędnych tancereczek w podrzędnym teatrze. Nie wyróżnia się niczym, poza zgrabnymi nogami. Pochodzi z ubogiej rodziny i pomimo podjęcia pracy zarobkowej w bardzo młodym wieku, sama cienko przędzie. Próbuje uwieść podziwianego, znacznie starszego od siebie tancerza i aktora, Modeckiego.
    Obserwując jej poczynania odnosi się wrażenie, że to osoba zupełnie wyprana z głębszych uczuć i zasad. Jedyne skrupuły, jakie posiada, nie wynikają, bynajmniej, z jej prywatnych przemyśleń i poczucia przyzwoitości, lecz są wypadkową zasłyszanych opinii i życiowych doświadczeń.
A zatem – nie należy brać od mężczyzn pieniędzy za towarzystwo... chyba, że jest się w krytycznej sytuacji finansowej. Nie wypada pić wódki w barze, no chyba, że ma się pewność, że nikt nie doniesie o tym haniebnym procederze dyrektorowi teatru. Nie godzi się „iść na całość” z mężczyzną podczas pierwszego spotkania... chyba, że wyzna się mu miłość. No i lepiej jest nie kraść, chyba, że zupełnie nie ma się za co kupić nowych pończoch (o płaszczu nie wspominając).
    Kwintesencją moralnej płycizny bohaterki i jej koleżanek po fachu może być ich dysputa na temat zamążpójścia i usuwania niechcianej ciąży (przypadłość nader często spotykana wśród ówczesnych tancerek).
„Powiedziałam sobie, że wyjdę za mąż za pierwszego lepszego faceta, który będzie się chciał ze mną ożenić. A potem go rzucę i będę się puszczać. Żebym musiała sobie zrobić ze trzydzieści skrobanek, to zrobię, a dziecka za żadne skarby mieć nie chcę. Dziecko to jest smród, nędza, wrzask, nieszczęście! Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ale do ślubu muszę być dziewicą.
Koniec końców doszły do wniosku, że skrobanka nie jest grzechem, o ile jest zrobiona wcześnie, póki dziecko jeszcze się nie rusza. Biedactwo, jeszcze wtedy jakby nie żyło, jakby go nie było na świecie. Ale jeżeli są już ruchy, to skrobanka jest zbrodnią. Za to idzie się do piekła.
— Czy akuszerka też? — pyta Teresa słabym głosem.
— Przede wszystkim! — rozdarła się garderobiana. — Bo ona pomagała w morderstwie.
„O Boże, Boże — jęczy w duchu. —¦ Dla mnie już nie ma ratunku". Ale zaraz, w książeczce do nabożeństwa są modlitwy, za odmówienie których otrzymuje się trzysta dni odpustu.”
    Nie lepiej sprawa się przedstawiała za kulisami teatrzyku. Szczerze – nie posiadałam się ze zdumienia, że przedstawiona w książce zbieranina dziewcząt była w stanie wydobyć z siebie takie pokłady samodyscypliny, by wyuczyć się wspólnego programu i oczarować publiczność. Niedostatki w prezencji, niedostatki w inteligencji, braki w umiejętnościach, lenistwo, zawiść oraz piętno ubóstwa były zmorą, która przytłaczała girlsy, nie pozwalając im wybić się ponad poziom rewiowego tła. Wysmarowane smalcem , obsypane mąką i wymalowane cynobrową farbką nastolatki zmuszone były do wysiłku, który czasami przekraczał ich możliwości i wytrzymałość. Próba za próbą, spektakl za spektaklem, w tym trybie toczyło się ich smętne życie. I w tym kontekście nie dziwi aż tak bardzo fakt gorączkowego poszukiwania odskoczni od codziennej mizerii i rutyny. Odskoczni choćby na chwilę, choćby na wysokość napotkanego przygodnie mężczyzny. Zwłaszcza, jeśli ten obiecywał przepustkę do innego świata.
   Znacznie trudniej było mi pogodzić się z nieuchronnością losów bohaterów. Feluś, mały braciszek Teresy mógłby żyć, gdyby jego matka dysponowała w odpowiednim momencie kwotą stu złotych. Lub gdyby jego siostra nie przepuszczała w tym samym czasie zbliżonych, pozyskanych w drodze szemranych transakcji kwot, na fatałaszki.
    Linka, siedemnastoletnia przyjaciółka Teresy, prawdopodobnie nie popełniłaby samobójstwa, gdyby w stosownym momencie ktoś bliski udzielił jej wsparcia i odwiódł od idiotycznego pomysłu przeprowadzenia nielegalnej aborcji. Sama zaś Teresa prawdopodobnie nie cierpiałaby katuszy napadowych lęków, gdyby we wspomnianej aborcji (oraz pozbyciu się ciałka zabitego dziecka) nie brała udziału.
    Gdyby... Taka ewentualność jednak, najwidoczniej, nie wchodziła w grę. Okoliczności, przykład  brany z góry, zazdrość, nędza i pragnienie wybicia się ponad tę nędzę determinowały wybory życiowe bohaterów tak dalece, że kwestie moralne schodziły na dalszy, czasem zupełnie niedostrzegalny plan.
    Czy w tak ponurym obrazie znalazło się miejsce na nikłe chociażby światełko w tunelu? Być może. Teresa, pod wpływem amanta i nieco wbrew sobie, trochę się zmienia. Nachodzące ją lęki to nic innego, jak tłumione wyrzuty sumienia i obawa przed karą. Czy to, w ogólnym rozrachunku, dość, aby wyjść cało z moralnej, życiowej opresji?
    „Strachy” to książka, która miejscami irytuje, Sikorzanka to bohaterka, z którą nie sposób się utożsamiać. A jednak lektura wciąga. Warto ją przeczytac chociażby ze względu na nieco naturalistyczny, ale chyba prawdziwy obraz życia określonego środowiska. Obraz gorzki i chwilami przytłaczający, ale w dużej mierze autentyczny. Polecam.

    Książka przeczytana w ramach wyzwania "Czytamy serie wydawnicze"