„Pokój z widokiem” Edwarda Morgana Forstera to nastrojowa, napisana pięknym językiem książka, będąca portretem spętanego konwenansami społeczeństwa z „wyższych sfer” Anglii przełomu XIX i XX wieku a jednocześnie satyrą na ówczesną pruderię i zakłamanie. Niektóre źródła podają, że przedstawiony w książce świat jest przykładem typowo wiktoriańskiej moralności, tymczasem data powstania „Pokoju z widokiem” jak i naszkicowane w nim realia (nasilony ruch turystyczny) odpowiadają raczej epoce edwardiańskiej.
Punktem wyjścia
opowieści jest podróż młodziutkiej Angielki Lucy Honeychurch i jej kuzynki
Charlotty do Florencji. Wyposażone w nieodzownego bedeckera damy próbują na
swój sposób odkrywać uroki jednego z najpiękniejszych miast Italii. Niestety (a
może na szczęście) splot wydarzeń sprawi, że ograniczenia wynikające ze
sztywnych norm moralnych pójdą precz a zastąpi je pasja i namiętność.
Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, książka w sposób subtelny a zarazem
ironiczny pokazuje zrywanie ciasnego gorsetu konwenansów przez Lucy i stopniowe
odkrywanie prawdziwych pragnień i potrzeb.
Akcja powiesci
rozpoczyna się w chwili, gdy panna Honeychurch wraz ze swą starszą (i uboższą!)
kuzynką, pełniącą rolę przyzwoitki, przybywa do pensjonatu we Florencji.
Spotyka je nie lada rozczarowanie, gdyż zamiast oczekiwanych pokoi z widokiem
na Arno, otrzymują mniej atrakcyjne lokum z widokiem na dziedziniec. Gdy dwóch
nieznajomych mężczyzn o nazwisku Emerson oferuje im korzystną wymianę pokoi,
jedyną możliwą reakcją jest... oburzenie. Po pierwsze – mężczyźni, po drugie –
nieznajomi, po trzecie – i najgorsze! – w miejscu publicznym ośmielili się
proponować dwóm dystyngowanym damom coś tak gorszącego, jak zamiana pokoi! Taka
obraza nie mogła pójść w zapomnienie!
Dopiero po
delikatnej perswazji napotkanego przypadkiem, znajomego duchownego, pana
Beebe`a damy decydują się przyjąć kontrowersyjną ofertę.
Krok po kroku
obserwujemy, jak Lucy wyzwala się spod pieczy kostycznej krewnej, stopniowo
przekonując się do ekscentrycznego w jej mniemaniu młodego George`a Emersona.
Gdy przypadkowo zostaje świadkiem popełnionego na ulicy morderstwa, z pomocą
przychodzi jej... rzecz jasna, jej dziwaczny znajony z pensjonatu. Gdy pozbawiona przewodniczki gubi się wśród
krużganków i bogatej ornamentyki kościoła Santa Croce, rolę drogowskazu i
przewodnika przyjmuje na siebie George i jego dziwaczny ojciec. Dziewczyna
dowiaduje się, że jej towarzysz cierpi na melancholię i przygnębia go egzystencja
w otaczającej rzeczywistości. Nietrudno się domyślić, że czarne myśli młodzieńca
rozproszą się pod wpływem świeżo rozbudzonego uczucia.
Potem wydarzenia
następują po sobie coraz szybciej. Wspólne chwile, pierwszy pocałunek,
niepożądana obecność Charlotty, wreszcie zainicjowany przez nią nagły wyjazd do
Rzymu kończą pierwszą część opowieści.
W kolejnej przenosimy się do sielskiej
krainy Surrey i posiadłości Windy Corner – rodzinnych stron Lucy. Dziewczyna
coraz bardziej osaczana jest przez Cecila - „właściwego” młodzieńca –
oczytanego i bywałego w wielkim świecie
Londyńczyka – arystokratę (a nawiasem mówiąc – wielkiego snoba i złośliwca).
Cecil, który już
dwa razy oświadczał się Lucy i dwa razy dostał kosza, wreszcie osiągnął swój
cel i zyskał przychylność dziewczyny. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że
przeciwności losu położą kres namiętności, która narodziła się w sercu Lucy pod
wpływem młodego Emersona.
Pomijając
szczegóły – panna Honeychurch odrzuca krępujące ją więzy zasad i konwenansów,
by w finale,po licznych perypetiach, znaleźć się u boku ukochanego George`a.
Warstwa fabularna książki Forstera nie
powinna być jednak przesłanką, decydującą o przeczytaniu lub odrzuceniu
powieści.
Ciekawe i
zachęcające są humorystyczne „smaczki”, typowe dla epoki.
Interesującym
zjawiskiem, opisanym w „Pokoju z widokiem” są ograniczenia obyczajowe.
Najwyższe zażenowanie budzi użycie w towarzystwie słów nasuwających skojarzenia
z czynnościami fizjologicznymi lub trywialnymi i biologią. Wyrazy takie, jak „wanna”
czy „żołądek” nie mają miejsca w słowniku damy.
W imię dobrego
wychowania unikac należało również kontemplowania atrakcji turystycznych,
tudzież dzieł sztuki, bez przewodnika, który w odpowiednim świetle przedstawić
mógł wymowę i walory tychże.
„Oczy Lucy wypełniły się łzami
oburzenia.(...) Jak bez przewodnika oglądać Santa Croce? Jej pierwszy poranek
był stracony (...) Oczywiście, były tam freski Giotta i Lucy była gotowa obejrzeć
je z właściwym szacunkiem. Ale skąd miała wiedzieć, które to? Rozglądała się
wokół z lekceważeniem, nie chcąc podziwiać dzieł nieznanego pochodzenia. Nie
było nikogo, kto powiedziałby jej, który z tych licznych kamiennych grobowców
był tym najpiękniejszym...”
Uśmiech i
politowanie zarazem budzi również panna Lavish, która zachwyca się wonią
dochodzącą z miejskiego rynsztoka („Zapach!
Prawdziwy zapach Florencji!”).
„Pokój z widokiem” to klasyka i domyślam
się, że większość z czytających tę notkę ma już za sobą spotkanie z książką
E.M. Forstera. Niemniej jednak polecam ją wszystkim amatorom dobrej
literatury. Lektura nie wymaga wiekiego zaangażowania, czyta się ją łatwo,
następstwo wydarzeń jest dość przewidywalne a jednak jest coś, co wyróżnia tę
książkę spośród innych. Lekki styl, ironia, celne spostrzeżenia to tylko
niektóre jej zalety – o reszcie przeonajcie się na własną rękę.
Na podstawie
powieści powstał film z 1985 r. w reżyserii Jamesa Ivory`ego z Heleną
Bonham-Carter w roli Lucy, Maggie Smith w roli Charlotty oraz Danielem
Day-Lewisem w roli Cecila. Warto obejrzeć. A jeszcze bardziej warto przeczytać!
A oto fragmenty filmu na zachętę (w tym niezapomniana scena kąpieli w stawie...;))
Źródło: klik
Czytalam i ogladalam, naprawde warto! :-) Ja niedawno czytalam "Maurycego" tego samego autora, o mlodym Angliku, ktory odkrywa, ze jest homoseksualista... podobno Ivory nakrecil na podstawie "Maurycego" film z Hugh Grantem, tez musze koniecznie obejrzec :-)).
OdpowiedzUsuńHmmm.... z Hugh Grantem, mówisz...? ;)))
OdpowiedzUsuńA co do "Maurycego" to zaraz poszperam u Ciebie, bardzo mnie interesuje, co dokładnie na temat tej książki miałaś do powiedzenia (bo, że coś ciekawego, to pewne :))
Jezanna, wlasnie nic za bardzo ciekawego chyba... ale ten Hugh Grant... hmmm ;-)))).
UsuńUwielbiam to za mało powiedziane. :) Jedna z moich najukochańszych książek. W dodatku miałam przyjemność czytać ją po raz pierwszy we Florencji. :)
OdpowiedzUsuńAleż Ci zazdroszczę! Twój zmysł estetyczny dostał tyle pozytywnych bodźców, że nie dziwię się Twojemu sentymentowi do tej książki (pomijając obiektywne jej walory :))
UsuńMam nadzieję, że zwiedzanie Florencji dostarczyło Ci większej ilości wrażeń, niż pannie Honeychurch - choć jej pobyt z pewnością należał do bardzo owocnych i brzemiennych w skutki :))
U mnie obyło się bez wstrząsających wydarzeń. :) Ale i tak było cudnie. Czytałam też "Maurycego", o którym wspomina Czas-odnaleziony. Też dobra powieść, ale już bez magii "Pokoju z widokiem".
UsuńZachęciłyście mnie do tego "Maurycego", jestem strasznie ciekawa, jak ten rodzaj tematyki wypada w późnowiktoriańskim wydaniu, opowiedziany pięknym językiem Forstera.
UsuńW porównaniu z "Pokojem..." Maurycy wydał mi się ciut za mało wyrazisty, ale na pewno warto przeczytać.
UsuńWłaśnie przed chwilą tutaj, na blogu Yvette natknęłam się na galerię pokojów z widokiem i pomyślałam, że Tobie też mogą się spodobać a propos Forstera. :)
Pokoje z widokiem przepiękne (większość z nich)! Szczególnie ten pierwszy, autorstwa Williama Orpena, bardzo przemawia do mojej wyobraźni. Uwielbiam malarstwo prerafaelitów a ten obraz jest trochę utrzymany w tym stylu (choć Orpen tworzył chyba nieco później). I ogólnie motyw okna w malarstwie jest bardzo wdzięczny ... Dziękuję Ci za przesłanie linka do ciekawego bloga, będę śledzić w wolnych chwilach :)
UsuńPrerafaelici to jest po prostu rozkosz dla oczu, uwielbiam ich obrazy!
UsuńWydaje mi się, że żaden inny styl w malarstwie nie czerpał tak wiele z poezji (i literatury w ogóle).
UsuńMnie najbardziej urzeka ta romantyczna aura. No i tematyka oraz niebywałe dopracowanie detali.
Kiedyś, gdy byłam nastolatką, największe wrażenie robiły na mnie obrazy "Ophelia" i "The Lady of Shalott (uwielbiam ten wiersz Tennysona!), faktem jest jednak, że wtedy nie miałam możliwości dotarcia do wielu źródeł. Teraz rozpiętość moich upodobań jest znacznie szersza i jestem oczarowana większością prerafaelickich obrazów!
Na mnie te obrazy rzucają taki czar, że najchętniej bym w nich zamieszkała. :) Masz rację, odwołań literackich mnóstwo, do Twoich przykładów, które po prostu kocham, dorzucę jeszcze “La Belle Dame sans Merci” Keatsa, a w wersji malarskiej Johna Williama Waterhouse’a.
UsuńJa uwielbiam Keatsa! "La Belle Dame" chyba najbardziej, ale wszystkie wiersze są przepiękne!
UsuńCo do Waterhouse`a to właśnie jego wersja"The Lady of Shalott" tak bardzo mi się podobała (choć lubię też tę namalowaną przez Arthura Hughesa).