poniedziałek, 30 września 2013

HISTORIA PEWNEJ RODZINY. "CHLEB NA WODY PŁYNĄCE" IRWINA SHAWA.




    Jaki jest najbardziej skuteczny sposób na wywrócenie czyjegoś świata do góry nogami? Odpowiedź jest bardziej prosta, niż się wydaje - wystarczy kilka dobrych uczynków a reszta zrobi się sama.
Taką teorię wyznaje i udowadnia Irwin Shaw w powieści „Chleb na wody płynące”, wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy w ramach serii „Klub Interesującej Książki”.
    Książka Shawa czekała od jakiegoś czasu w kolejce, jednak, zmotywowana wyzwaniem czytelniczym Agnieszki, zdecydowałam się potraktować ją priorytetowo. Po autorze „Pogody dla bogaczy” i „Młodych lwów” oczekiwałam niezłej jakościowo lektury i nie zawiodłam się. Powiem więcej – ta powieść okazała się być lepsza (i zupełnie inna), niż się spodziewałam.
    „Chleb na wody płynące” to analiza więzi międzyludzkich, ze szczególnym uwzględnieniem więzów rodzinnych i próba odpowiedzi na pytanie o ich podstawy i trwałość.
    Allen Strand to skromny, spokojny, raczej konserwatywny człowiek, nauczyciel historii, ojciec  dzieciom i mąż żonie. Wraz z rodziną wiedzie uporządkowane i dość przewidywalne życie. Jednak cały ten, budowany latami porządek, rozpada się stopniowo, lecz nieuchronnie, zapoczątkowany wydarzeniami pewnego popołudnia. Wtedy to najmłodsza latorośl rodziny Strandów, Karolina, przy pomocy rakiety tenisowej ratuje przed atakiem ulicznych opryszków nieznajomego mężczyznę.
Niedoszłą ofiarą nowojorskich chuliganów okazuje się być zamożny i wpływowy prawnik, Russel Hazen, który, powodowany wdzięcznością za ocalenie mu skóry przez dzielną dziewczynę, stara się na swój sposób spłacić dług.
    Tak rozpoczyna się seria dobrodziejstw dla rodziny Strandów, które, jak króliki z kapelusza, wyciąga hojny nieznajomy. Otwiera nowe możliwości, nie oczekując nic w zamian. Początkowo wydaje się, że jego gesty są jak wygrana w totka. Karolina, atrakcyjna, lecz zakompleksiona z powodu nieforemnego nosa, otrzymuje jak na tacy możliwość upiększającej operacji plastycznej oraz stypendium sportowe i wyjazd do drogiego (oraz odległego) college`u.
Starsza z córek, Eleonora, również czerpie korzyści z nowej znajomości - dzięki nowemu znajomemu jej kariera nabiera tempa.
    Russel Hazen nie pomija nikogo – syna Strandów – Jimmiego, wprowadza do świata muzyki i show biznesu, zaś żona Allena, Leslie, dzięki protekcji i wsparciu dobroczyńcy, ma możliwość rozwijania swych talentów artystycznych i wyjeżdża do Francji, pełna nadziei na odniesienie sukcesu i zaistnienie w świecie sztuki.
    Czy tak szerokie spektrum nowych szans życiowych sprawi, że członkowie rodziny spełnią marzenia i staną się szczęśliwsi? Niekoniecznie.
Prostolinijna i skromna dotychczas Karolina staje się świadomą swego uroku kokietką, gdy Hazen darowuje jej nowe szanse w postaci „nowego” nosa, zaś rozdzielona z bliskimi, rozluźnia więzy łączące ją z rodziną. Eleonora popada w niespodziewane tarapaty, Jimmy dokonuje wątpliwych moralnie wyborów życiowych, zaś Leslie, oszołomiona perspektywą życia artystki, oddala się od męża. Osłabieniu – a w rezultacie zanikowi – ulegają nie tylko więzi fizyczne (dom przestaje być domem rodzinnym, gdy wszyscy jego członkowie rozjeżdżają się po świecie), ale i emocjonalne.
Kroplą, która przepełnia czarę, są problemy zdrowotne Allena. Wszechobecny chaos, postępujące zmiany i brak oparcia sprawiają, że bohater próbuje dociec sensu postępowania Hazena, który jak intruz wdarł się między kochających się ludzi. Co ciekawe, nie obwinia go, wierząc w bezinteresowność jego zachowań. Dzieje się tak, gdyż Strand sam wspiera jednego ze swych uczniów – zdradzającego oznaki ogromnej inteligencji, lecz nieokiełznanego Jesusa Romero.
   Shaw w swej powieści diagnozuje przyczyny rozpadu rodziny i prowokuje do stawiania pytań na temat relacji międzyludzkich, wagi dobrych uczynków oraz ich konsekwencji, bezinteresowności oraz egoizmu. Czytelnik musi rozważyć, co było bezpośrednią przyczyną degradacji więzi i wartości moralnych w przypadku Strandów. Czy zawinił tajemniczy nieznajomy, czy geneza rodzinnej entropii sięgała znacznie głębiej? Czy dobroczyńca Hazen miał w istocie czyste intencje, czy też powodowało nim coś więcej? Czy można było odwrócić kierunek równi pochyłej, na której w pewnym momencie znaleźli się Strandowie?
   Zagadnienia psychologiczno – moralne to jedna, lecz nie jedyna, silna strona tej książki.
Kolejną jest narracja, Irwin Shaw to świetny opowiadacz. Powieść czyta się łatwo, z dużym zaangażowaniem. Jedynym zarzutem, który mogę mu postawić, jest zbyt „prozaiczny”stosunek do przedstawionych wydarzeń. Pewne kwestie można było z powodzeniem pokazać w wydaniu bardziej lirycznym – bez uszczerbku dla konstrukcji książki.
    Ogólny wydźwięk opowieści jest raczej depresyjny – trudno budować cokolwiek na gruncie tak  niepewnym i rozedrganym, jak relacje rodzinne. Gdy wchodzą w grę indywidualności ludzkie, nie można mówić o stałości i niezmienności egzystencji. I nie można zbudować małej utopii, odizolowanej od reszty świata, gdyż nie sposób przewidzieć rodzaju i intensywności czynników, które mogą oddziaływać z zewnątrz.
    Russel Hazen jest trochę jak biblijny wąż, który kusi wizją lepszego życia, zaś członkowie rodziny Strandów zrywają kolejne, oferowane przez niego owoce. W ogólnym rozrachunku nie liczy się jednak gatunek i liczba popełnionych uczynków, lecz zmaganie się z ich konsekwencjami.
Książkę Shawa warto przeczytać choćby dlatego, by skonfrontowac jego wizję z własnymi wyobrażeniami i doświadczeniami.
    Ponieważ postanowiłam, że w ramach okresu próbnego będę oceniać przeczytane lektury w formie punktowej, „Chleb na wody płynące” dostaje u mnie coś pomiędzy 4,5 a 5 w 6-stopniowej skali.
Mówiąc jednym słowem – polecam.

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytamy serie wydawnicze

14 komentarzy:

  1. Obowiazkowo przeczytam, swietna recenzja! :-)

    "Pogode dla bogaczy" czytalam wieki temu, "Mlode lwy" wydaje mi sie, ze tez - ale o tej ksiazce nawet nie slyszalam, dziwne.

    Btw. bardzo czesto mniej znane albo nieznane powiesci slynnych pisarzy sa duzo lepsze od tych poczytnych - powierdzilo sie to miedzy innymi przy czytanej przeze mnie ksiazce Maxa Frischa... "Homo Faber" czytalam dwa razy, a duzo lepsza "Powiedzmy, Gantenbein..." odkrylam dopiero teraz.

    Ale to seria Nike, a ja tez przylaczylam sie do wyzwania "Czytamy serie czytelnicze" - z seria Nike wlasnie, kocham ja i nie pamietam, zebym porzucila wydana w niej ksiazke (a porzucam nagminne... i glupio by bylo zglaszac do wyzwania np. 4 niedoczytane z danej serii, CHLIP ;-))))) ).

    OdpowiedzUsuń
  2. Iza, bardzo dziękuję :) Myślę, że nie powinnaś się rozczarować. I (z prawie stuprocentową gwarancją) mogę Cię zapewnić, że nie porzucisz książki w trakcie lektury :)
    Na marginesie - chyba nieświadomie złapałaś mnie na przynętę w postaci Frischa... Nie czytałam wspomnianej przez Ciebie książki i mam nadzieję, że nie poskąpisz szczegółów w jakiejś obszerniejszej recenzji :)
    Co do wyzwania - ze swoją "Nike" i 9 propozycjami wygrywasz ze mną w przedbiegach :) Na szczęście nie chodzi tu o rywalizację, ale o miłe doświadczenia czytelniczo - towarzyskie, na co osobiście nie mogę narzekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz wypatrzylam, w ktorej bibliotece maja, chetnie porownam wrazenia z Twoimi :-).

      Frischa na pewno opisze w dluzszej recenzji, tej ksiazki nie da sie chyba opisac krotko. Juz powoli koncze czytac, potem potrzebuje jakies pol roku, zeby mi sie poskladalo, o czym ta ksiazka wlasciwie byla... no, dooobra, zartuje ;PP.
      Ale nie tak do konca zartuje - to jedna z tych ksiazek wymykajacych sie latwej interpretacji, opowiedziec o niej w trzech slowach tez sie nie da, bo moze powstac jakis belkot... kocham takie ;-)))).

      A co do Nike, to 9 pozycji nie zglaszalam do wyzwania, tak tylko podalam linka dla tych, ktorych interesuje ta seria (bo wiem, ze mnie sama by mnie to ciekawilo, gdyby ktos juz 9 Nike przeczytal i opisal :-) ). A zaczynam od zera, mozemy sie sciagac ;PP.
      (zartuje, zartuje ;-))))) )

      W kazdym razie pierwsza pozycje zaraz powinnam miec, Frischa wlasnie :-). Na polce mam jeszcze jakiegos d'Ormessona, ktorego musze szybko przeczytac i oddac, wiec wyzwaniowo cos sie u mnie w najblizszym czasie bedzie dzialo :-).

      Usuń
    2. Kiedyś czytałam "My, z łaski Boga" d'Ormessona i było całkiem nieźle. :) A jego biografia Chateaubrianda "My, z łaski Boga" to już w ogóle cud, miód, etc. :)

      Usuń
    3. Lirael, wlasnie to mam na polce! Ale mowisz o dwoch roznych ksiazkach o tym samym tytule czy jak, bo nie zrozumialam? :-)

      Usuń
    4. Przepraszam, bo nieźle namotałam! :) "My, z łaski Boga" to powieść, taka rodzinna saga, a biografia Chateaubrianda ma tytuł "Ostatni sen mój będzie o tobie".

      Usuń
    5. Aha, juz rozumiem, dzieki! :-) To ja w kazdym razie mam na polce do przeczytania "My, z laski Boga" - ale "Ostatni sen..." tez na pewno przeczytam. Bardzo lubie d'Ormessona, czytalam jego cykl "Wieczorny wiatr":

      http://www.biblionetka.pl/bookSerie.aspx?id=3971

      ...swietny! I jeszcze "Historie Zyda Wiecznego Tulacza", tez bardzo dobra ksiazka :-).

      Usuń
    6. Ja chciałam tylko dorzucić swoje trzy grosze... Dobrze, że nawiązałyście do d`Ormessona, bo może dzięki temu zmobilizuję się wreszcie do przeczytania wspomnianej "Historii Żyda Wiecznego Tułacza", która czeka u mnie w kolejce od jakichś dwóch lat i gryzie mnie jak wyrzut sumienia :)

      Usuń
  3. Czytałam "Pogodę dla bogaczy” i "Młode lwy". I jeszcze "Lucy Crown". W pełni zgadzam się z opinią, że Shaw to świetny opowiadacz! To są zawsze bardzo ciekawe historie, budzące silne emocje, choć może bez wstrząsających fajerwerków literackich. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Lucy Crown" nie znam, a dwie poprzednie czytałam w bardzo młodych latach, ale mam wrażenie, że "Chleb na wody płynące" jest jakby bardziej przemyślaną książką. Chyba dojrzalszą (choć nie porównywałam, w jakiej kolejności Shaw je pisał).
      Szału literackiego rzeczywiście nie ma :) Ale czytało mi się naprawdę bardzo dobrze.

      Usuń
  4. Zaciekawiłaś mnie. Świetny tekst!
    Dawno nie sięgałam po książki Shawa, ale chyba poszukam tej właśnie, gdyż Twoja opinia brzmi naprawdę intrygująco. Wieki temu czytałam Młode lwy, Wieczór w Bizancjum i Hotel Św. Augustyna. Już zapisuję w swoim kajeciku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaye, dziękuję Ci i bardzo się cieszę :) Myślę, że nie powinnaś być rozczarowana lekturą, jeśli zdecydujesz się od tej książki odnowić znajomość z Irwinem Shawem. A przypomniałaś mi właśnie, że "Hotel Św. Augustyna" też kiedyś dawno czytałam, ale jakoś nie skojarzyłam, że to tego samego autora...:)

      Usuń
  5. Znam z Shawa z wielu książek, ale tej jeszcze nie czytałam, ale już się na niż natknęłam wcześniej i myślę o niej.
    Polecam Ci "Lucy Crown".
    Dopiero teraz zauważyłam, że @Lirael Ci j a wcześniej poleciła, ale to nic, też Ci ją polecam. Hotel św. Augustyna, czy Noc w Bizancjum to inna bajka, ale Lucy...jest bardzo dobra.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki Natanno! Rzeczywiście, o "Lucy" słyszałam sporo dobrego, również od moich sióstr, które mi tę książkę polecały. Jednak natłok innych lektur sprawił, że swoje zamiary jej przeczytania zawiesiłam. Teraz jednak, dzięki Waszym zachętom, z pewnością jej poszukam. A już dziś wpisuję na listę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i pozdrawiam!