Mniej więcej w połowie czasów
nastoletnich zaczytywałam się poezją Bursy. Nimb „artysty przeklętego” ogromnie
wtedy działał na moją wyobraźnię a fakt, że poeta przedwcześnie zszedł z tego
świata z powodu choroby serca, jeszcze spotęgował moje zainteresowanie jego twórczością.
Podobnie, choć w
mniejszym już natężeniu i z innych powodów, podczytywałam Stachurę. Fascynowało
mnie jego życie wiecznego wędrowca. Pamiętam, że z okazji zaliczonej
semestralnej klasówki z matematyki (wielki sukces!) ufundowałam sama sobie w
nagrodę opracowanie na temat jego życia i pisania.
Dziś mój
entuzjazm znacznie osłabł, jednak gdy podczas bytności w antykwariacie wpadła
mi w oko książka Jana Marxa „Legendarni i tragiczni”, poświęcona polskim poetom
przeklętym, nie zastanawiałam się długo nad kupnem.
Autor koncentruje
się na postaciach twórców, którzy z różnych powodów naznaczeni zostali piętnem
śmierci. Czy była to choroba, czy świadome lub podświadome dążenie do
autodestrukcji, efekt był zbliżony – pełna niepokoju literatura.
W zbiorze esejów
poznajemy koleje życia Haliny Poświatowskiej, Andrzeja Bursy, Rafała Wojaczka,
Edwarda Stachury, Stanisława Grochowiaka oraz Kazimierza Ratonia.
Jan Marx zdaje
się nie tylko bardzo dobrze znać meandry życiorysów przedwcześnie zmarłych
artystów, ale i „czuje” ich poezję, po wielokroć udowadniając swój osobisty do
niej stosunek.
Autor zyskał moją
przychylność chociażby tym, że nie wsadził wszystkich do jednego worka
opatrzonego wspólną etykietką, lecz uwypukla różnice dzielące poetów – zarówno jeśli
chodzi o postawy życiowe, jak i poziom ich dzieł oraz warsztat pisarski.
Twórczość Bursy
stawia ponad poezją Wojaczka, co potwierdza moje własne preferencje – nie jestem zwolenniczką ekshibicjonizmu
posuniętego do granic wytrzymałości,
skrajnego naturalizmu ani epatowania terminologią zaczerpniętą ze słownika
anatomopatologa.
W opracowaniu nie
brak odwołań do filozofii a także do poetów zachodnich, którzy byli
prekursorami prądu i pierwszymi poetes
maudits – Rimbauda, Verlaina czy Trakla. W obszernym i bardzo ciekawym
wstępie przywołane są również postaci Witkacego, Przybyszewskiego, Tetmajera i wielu
innych.
Wracajac zaś do
tematu zasadniczego, czyli głównych bohaterów, w trakcie lektury „Legendarnych
i tragicznych” podążamy kolejno śladami polskich „kaskaderów literatury”.
Zbiór otwiera
esej na temat Andrzeja Bursy, najlepiej zapowiadającego się poety z pokolenia „współczesności”,
który genetycznie zaprogramowany został na krótkie życie, a przy tym, prócz
wyroku biologicznego, nosił w sobie „smutek istnienia”. To wszystko, plus
ogromny talent i perwersyjne poczucie humoru sprawiało, że w swoich wierszach i
prozie stwarzał czasami aurę makabrycznej groteski, wywołującą skojarzenia z
malarstwem Salvadora Dali.
Sporo uwagi
poświęca autor również „polskiej Sylvii Plath” czyli Halinie Poświatowskiej.
Znana ze swoich wibrujących od emocji erotyków pisarka była kolejnym przykładem
heideggerowskiej teorii „bytu ku smierci”. Spragniona życia i zmysłowych doznań
wrażliwa dusza zamknięta była niestety w
chorym ciele. Poetka, która w dzieciństwie nabawiła się ciężkiej wady serca,
przez lata zmagała się z przeznaczeniem. Podczas jednego z pobytw w sanatorium
poznała swego męża – dobrze rokującego malarza Adolfa Poświatowskiego, który,
podobnie jak ona, chorował na serce. Pomimo ostrzeżeń lekarzy („wasz związek to
wyrok śmierci!”) trwała przy ukochanym, niestety los poskąpił im długotrwałego
szczęścia.
Kolejne nawroty
choroby, kolejne fale nadziei, wizyty w szpitalach, wyjazdy i operacje przeplatane
były gorączkowym pisaniem i zdobywaniem wykształcenia. Pozostawiła po sobie
zbiór wierszy przepełnionych desperackim pragnieniem miłości i przeczuciem
rychłego końca.
Jan Marx opisuje również
życiowego nonkonformistę i trubadura Edwarda Stachurę, domorosłego filozofa, który
własnymi czynami potwierdzał, że „Wędrówką jedną życie jest człowieka”.
Opisuje
zbuntowanego Wojaczka, który w rynsztok swojej poezji zlewał wszystkie brudy,
których doświadczał na co dzień.
Kolejno poznajemy
Grochowiaka, który pisał równie intensywnie, jak pił, wskutek czego zmarł na
marskość wątroby w czterdziestym drugim roku życia oraz zapomnianego dziś (moim
skromnym zdaniem, nie bez przyczyny) Kazimierza Ratonia.
Poetycką
ilustracją, potwierdzającą tezy zawarte w opracowaniu, jest wybór wierszy
każdego z artystów.I dobrze, że autor o
tym pomyślał, w przeciwnym razie jeszcze bym – o zgrozo! – skusiła się na
bliższą znajomość z rzeczonym Ratoniem i nieopatrznie kupiła jakiś tomik jego
poezji. A tak z pewnością nie kupię.
Głęboka znajomość
tematu i szerokie odwołania do światowych prądów literackich jest dużą zaletą
tego opracowania. Można nawet przymknąc oko na pewne powtarzające się
sformułowania, w których Jan Marx wyraźnie się lubuje. Tak czy inaczej, „Legendarni
i tragiczni” to dobrze odrobione zadanie i ciekawa lektura dla miłośników
poezji. Nie tylko tej „przeklętej”.
A jako post
scriptum jeden z najbardziej znanych wierszy (i jeden z moich ulubionych)
Andrzeja Bursy:
OGRÓD LUIZY
W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór
Zawieszony na tęczy pod gwarancją wizji
Rozżarza się w olśnienie purpurowych kopuł
W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Luiza której lekkość, gracja i swoboda
Metal z różą a krzemień z obłokiem kojarzy
Biega bezbronna w ciemnych lewadach ogrodu
Serca wyryte w korze mając na swej straży
Luiza której lekkość, gracja i swoboda
Kawalkada dąbrowy, czujność sarnich blasków
Gamę śmiechu Luizy powtarza, gdy ona
Rozrzucająca włosów rozgwiazdę na piasku
Poddaje nagie gardło, śmiechem zwyciężona
Kawalkada dąbrowy, czujność sarnich blasków
Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo
Pewność rzutu i nerwów szaleńcze napięcie
Zwycięzco, umazany gęstą krwią zwierzęcą
Przynieś jej lwią paszczękę i serce łabędzie
Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo
Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy
Labiryntów i altan, puszcz i klombów kwietnych
Ptaszarni i rykowisk, gonów gazel chyżych
Pojąć potrafi tylko prawy i szlachetny
Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór
Realnością śmiertelnych poczekalni ziemi
Przeklęty rojeniami dzieci i idiotów
Wydrwiony mgieł nonsensem, ginie w neurastenii
Którego nieistnienie zabija jak topór
Klasyka!:) Czytałam tę książkę w czasie studiów, bo zafascynowana byłam prawie wszystkimi literatami, których nazwiska widnieją na okładce, zwłaszcza Poświatowską. Gdybym zobaczyła tę książkę w antykwariacie, też nie wahałabym się i od razu kupiła:) Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoją opinię. Dzięki temu mogłam sobie przypomnieć treść tej publikacji, a przede wszystkim jej moich ulubionych bohaterów. Aż nabrałam ochoty, by do poezji Poświatowskiej powrócić. Super blog. Będę zaglądać!
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że Ty również czytałaś "Legendarnych..." i podzielasz moje opinie o tej książce a przede wszystkim o jej bohaterach!
OdpowiedzUsuńJa dopiero dziś trafiłam na Twojego bloga i również czuję, że będę tam częstym gościem:)
Tez kochalam wiersze Bursy, ale moim ulubionym wierszem byl ten:
OdpowiedzUsuńDzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
(to chyba nalezy do kategorii "wstydliwe wyznania", ale jak sobie go przypomnialam, to znow mnie rozbawil do lez ;-))))))) )
A ksiazke obowiazkowo przeczytam - jesli jest choc w polowie tak dobra, jak Twoja recenzja, to bede zachwycona :-).
Oooo tak, wiersz o pantofelku również należy do moich ulubionych :)
UsuńW życiu miałam parę okazji idealnych, by go zacytować ;)))
Książkę serdecznie Ci polecam i dziękuję za dobre słowo! :)
O, to, to, ja identycznie (jesli chodzi o idealne okazje ;-))))))))))))) ).
UsuńJak mogłam zapomnieć, że to wiersz Bursy! Oglądałam film "Ogród Luizy", nawiasem mówiąc całkiem niezły, i dopiero Ty mnie oświeciłaś. :) W polskiej literaturze niestety całkiem sporo takich legendarnych i tragicznych.
OdpowiedzUsuńJa też oglądałam "Ogród Luizy", jednak - co jest dla mnie charakterystyczne - pamiętam już tylko to, że rzeczywiście był niezły :)
UsuńZwłaszcza na tle niektórych polskich produkcji filmowych ostatniego dziesięciolecia ;)
A właśnie się dowiedziałam przypadkiem, że "Legendarni..." mają drugi tom, jednak bohaterowie tego opracowania są, moim skromnym zdaniem, znacznie mniej interesujący i na pewno mniej znani. Uważam, że w historii polskiej literatury było - tak jak słusznie zauważyłaś - na tyle dużo postaci "legendarnych i tragicznych", że można było spokojnie stworzyć jeszcze jeden dobry zbiór esejów.