Grudniowa,
przedświąteczna atmosfera, plus kilka innych wydarzeń, zaowocowały u mnie silnym
postanowieniem, że w grudniu zamieszczać będę wpisy na temat książek lekkich
oraz krzepiących. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że karygodnie zaniedbałam
ostatnio czytelnicze wyzwanie Agnieszki, w którym biorę udział. Dlatego też
sięgnęłam po powieść Anatolija Rybakowa „Ciężki Piasek”, wydaną w serii KIK.
Kolorowa
okładka z menorą, w stylu tak charakterystycznym dla tej serii, nie wróżyła
niczego złego. Spodziewałam się obrazków z życia żydowskich rodzin w stylu
Isaaca B. Singera i poniekąd moje oczekiwania się potwierdziły. Ale tylko w
pewnym stopniu.
„Ciężki piasek”
to opowieść o losach Żydów na Ukrainie przed i w trakcie II Wojny Światowej. Na
przykładzie rodziny Iwanowskich i Rachlenków oraz ich sąsiadów autor pokazuje koloryt
lokalny żydowskiego miasteczka, przemiany zachodzące w stylu życia i
świadomości wraz z przemianami historyczno-politycznymi i wreszcie – czasy wojny,
które położyły kres wszystkiemu.
Książkę czyta się
jak dokument, co wynika nie tylko ze stylu narracji, ale i wielu szczegółów,
które – przyznajmy – trudno byłoby wymyślić osobie, która nie miała do
czynienia z piekłem Holocaustu.
Choć sam Rybakow
urodził się w podobnej miejscowości na Ukrainie, nie był uczestnikiem
opisywanych wydarzeń. Za źródło posłużyły mu wyznania tych, którzy znali tę
historię z własnych doświadczeń lub wspomnień najbliższych. Czy taki obraz
przeszłości można brać na poważnie? Na pewno warto wziąć poprawkę na lekkie
przekłamania, wynikające z odautorskiej chęci podkoloryzowania zdarzeń i
wyolbrzymiania pewnych aspektów przez świadków historii. Jednak rdzeń powieści
z pewnością oparty jest na faktach, co czyni z książki Rybakowa jedną z
niewielu pozycji, odkrywających kulisy zagłady Żydów na Ukrainie. Powieść jest
hołdem dla pomordowanych i próbą dyskretnego uchylenia żelaznej kurtyny.
Dlaczego „dyskretnego”,
skoro w książce nie brak drastycznych scen wojennego koszmaru?
Otóż szczerość
Rybakowa jest dość ograniczona. Książka, wydana w drugiej połowie lat 70. już z
definicji nie mogła być szczera. Odgórna cenzura powodowała, iż pisarze
dokonywali swoistej autocenzury, przemycając w zawoalowany sposób treści, które
nie byłyby mile widziane przez totalitarny system. Tak też jest w „Ciężkim
piasku”, w którym aluzje do ideologii sowieckiego reżimu na pozór są do gruntu poprawne,
jednak kryje się w tym drugie dno – subtelna ironia, która poddaje w wątpliwość
słuszność wyznawanej powszechnie doktryny.
Ironia i
specyficzne poczucie humoru są zresztą silną stroną powieści - dotyczy to
szczególnie części pierwszej, opisującej lata przedwojenne. Obserwujemy
ciekawy, sentymentalny portret żydowskiej rodziny, jednak pomimo zawartej we
wspomnieniu melancholii, nie jest to portret utrzymany w kolorach sepii.
Postaci są barwne a ich wyraziste charaktery przykuwają uwagę. Kolejne sceny,
kolejne wydarzenia oglądamy jak obrazki w okienku fotoplastykonu.
Narrator –
Borys Jakowlewicz Iwanowski przy użyciu retrospektywnych fragmentów kreśli
historię swego rodu, począwszy od dziadka ze strony ojca, profesora medycyny w
Bazylei. Uwaga skupia się jednak głównie na synu profesora a ojcu narratora –
Jakubie, który porzucił rodzinną tradycję, wyjechał na Ukrainę i tam spotkał
swą miłość i swoje przeznaczenie – najpiękniejszą w miasteczku, ba! w całej
okolicy młodziutką Żydówkę Rachelę Rachlenko.
Koleje losów
familii w istocie mają w sobie coś z ducha opowieści Singera. Jednak wojna jest
cezurą, która kładzie kres zwyczajnemu życiu a jest dla bohaterów początkiem
tragicznego końca.
Dla czytelników
wizja zagłady ukraińskich Żydów, pomimo ogromu opisywanych krzywd, jest bardzo
wartościowa. Niewiele bowiem wydano książek, tej tematyce poświęconych. Autor
krok po kroku prezentuje sytuację miasteczka, opisuje postawy mieszkańców wobec
zagrożenia i definiuje stan ich świadomości.
„Oczywiście,
wiedzieliśmy z gazet, że naziści prowadzą ostrą kampanię antysemicką, ale po
zawarciu paktu (...) w gazetach pojawiła się krótka notatka, jakoby Hitler miał
oświadczyć, że obecnie Niemcy przystąpią do „ostatecznego rozwiązania kwestii
żydowskiej”. Co oznaczało to ostateczne rozwiązanie, dowiedzieliśmy się potem,
kiedy już spalono w piecach sześć milionów Żydów”.
Na przykładzie
uciekiniera z Polski, Broniewskiego, Rybakow ustami narratora określa swój
stosunek do kwestii żydowskiej.
„Nieważne, jakim
człowiekiem był Broniewski. Sam fakt jednak, że razem z rodziną uciekł przed
Niemcami, że nie chciał zostać ich niewolnikiem, przemawiał na jego korzyść(...)
Współczułem mu a w jego osobie współczułem wszystkim Żydom, którzy znaleźli się
pod władzą Hitlera.”
Autor wspomina,
że na Ukrainie obeszło się bez wywózki do obozów koncentracyjnych, bez zakładania
gett, bez budowania sieci administracyjnej w celu likwidacji Żydów. Dlaczego?
Rozstrzeliwano ich na miejscu...
Getto, które
opisane jest w „Ciężkim piasku”, było jedynym w okolicy. Specyfika życia w
izolacji, głód, upodlenie, strach stanowią jeden z biegunów opowieści. Drugi to
opór, jaki rodzi się początkowo w sercach wyczerpanych, zdesperowanych ludzi a
potem stopniowo przeradza się w straceńczy zryw. Sama operacja zamachu i
powstania w getcie oparta była ponoć na kanwie wspomnień dotyczących powstania w Getcie Warszawskim.
Tytułowy „ciężki
piasek” jest metaforyczną klamrą, spinającą powieść i losy rodziny Iwanowskich –
Rachlenków. Młody Jakub stąpał po ciężkim, nagrzanym słońcem piasku, gdy po raz
pierwszy znalazł się w miasteczku i kierował się na spotkanie swego
przeznaczenia. Motyw piasku pojawia się również, gdy Jakub, jako półkrwi
Niemiec, opuszcza z ciężkim sercem getto i powraca na końcu książki, gdy
poszukiwane jest (bezskutecznie) miejsce jego pochówku.
Rybakow nie
koncentruje się na epatowaniu horrorem zagłady, skupia się raczej na
mechanizmach i prawach rządzących zachowaniami nazistów i prześladowanych
mieszkańców. Ostrzegam jednak tych, którzy ewentualnie skuszą się na lekturę
książki – należy być przygotowanym na sceny dośc drastyczne. Historia ślicznej,
młodej Diny, powieszonej na krzyżu lub rozrąbanego przez Niemców toporem małego Igorka sprawiają, że człowiek
ma ochotę siąść i płakać bez końca.
Przyznam, że byłam
zaskoczona (chociaż to nie jest chyba odpowiednie słowo), iż w
dość niezobowiązującej tematycznie serii KIK wydano książkę poruszającą takie zagadnienia.
Ale myślę, że dobrze się stało...
Polecam.
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Czytamy serie wydawnicze"
KIK z definicji nie był niezobowiązujący tematycznie; w końcu i Rok 1984, i Rzeźnia numer pięć się właśnie w tej serii ukazały. Czy to jest ten Rybakow od Dzieci Arbatu? Dzieci literackie wydawały mi się przeciętne, ale widzę, że potrafił pisać lepiej.
OdpowiedzUsuńMasz rację, może się trochę zagalopowałam w tej "niezobowiązującej" ocenie. Być może dlatego, że zarówno "Rzeźnię.." jak i Orwella czytałam w innych wydaniach, za to z KIK-u znam wiele książek znacznie lżejszego kalibru.
Usuń"Dzieci Arbatu" nie znam, nie mogę więc porównywać, ale subiektywnie dodam, że "Ciężki piasek" jest całkiem niezły.
To ja się tą książką zainteresuje, bo dla mnie Rybakow był pisarzem jednej powieści, nawet nie wiedziałem, że napisał coś innego.
UsuńBędę zaszczycona, mogąc Cię czytelniczo zainspirować :-) Satysfakcji jednak nie gwarantuję, zważ, że pułap moich preferencji jest prawdopodobnie zawieszony znacznie niżej niż Twój... :-)
UsuńJa z kolei właśnie przeczytałam notkę o "Dzieciach Arbatu" na Biblionetce (oceny całkiem przychylne) i wpisuję książkę na swoją listę. Nawet, jeśli okażą się literacko przeciętne, to chyba warto.
Mój pułap jest ostro pochyły, w jednym miejscu sięga ziemi, a na drugim końcu faktycznie buja w obłokach:P
Usuń"Dzieci Arbatu" zrobiły na mnie spore wrażenie jako obraz lat 30. w ZSRR, wielkiej czystki itp., teraz to żadne rewelacje, ale na początku lat 90. objawienie, przynajmniej dla mnie.
Tak to już jest (niestety), że kluczowym kryterium w subiektywnych ocenach książek jest ich stosunek do pierwotnych oczekiwań oraz stopień ich współgrania z czasem lektury. Podejrzewam, że oceniając w ten sposób, nie padniesz w zachwycie na kolana po przeczytaniu "...piasku", ale i tak polecam. Na mnie zrobił duże wrażenie, chociaż pod względem literackim wielkiego szału nie ma. Podobał mi się być może dlatego, że ten wycinek historii, związany z tym konkretnym miejscem i tym konkretnym zagadnieniem, był dla mnie dotychczas białą plamą.
UsuńMoje oceny są fanaberyjne:) Natomiast jeśli byś chciała podrążyć temat, to być może zainteresowałyby Cię "Niebiosa są puste": http://www.zacofany-w-lekturze.pl/2012/08/nec-locus-ubi-trochenbrod.html
UsuńJeślibyś, rzecz jasna :(
UsuńChciałabym, chciała, oczywiście :-) Lubię "Skrzypka..." i temat w ogólności jest dla mnie bardzo pociągający. Dzięki za namiary!
UsuńA kwestię fanaberyjnych ocen taktownie przemilczę, jako osoba popadająca łatwo w skrajności, skłonna do egzaltacji i nadinterpretacji :-)
Prawie jakbyś o moich ocenach pisała :) Ale trudno, moja ocena jest moja:P
UsuńTego nie podważam! - ale najwidoczniej wyżej wspomniane przymioty są cechą wspólną ludzi wrażliwych i o bogatym wnętrzu :-P
UsuńI pozostańmy przy tych wrażliwych i o bogatym wnętrzu:P Przypomnę sobie o tym, jak mi znowu ktoś wypomni, że czytam śmieci i popłuczyny :D
UsuńO! Czyżby ktoś imputował Ci brak literackiego gustu?! Jakieś kpiny, ale w sumie mnie to nie dziwi - ja miałam zarzuty o brak patriotyzmu na przykład :-D
UsuńTy też? Ja również (chodzi o brak patriotyzmu), a ktoś inny nawet założył profil na blogerze, aby odwieść mnie od czytania Browna (do którego mam- a może miałam słabość, bo ostatnia pozycja rozczarowała) pisząc cytuję, jesteś inteligentna, więc nie sięgaj po Inferno lepiej przeczytaj .... coś tam, już n ie pamiętam co :)A po waszej wymianie zdań dochodzę do wniosku, że może jednak wrażliwa i o bogatym wnętrzu :)))) Rybakow to dla mnie także autor Dzieci Arbatu, które podobnie jak ZWL czytałam w czasach, kiedy treści tam zawarte zdumiewały, a do książki ustawiały się kolejki chętnych do czytania.
UsuńNo proszę, w takim razie Twój adwersarz miał wyjątkowe poczucie misji, skoro aż założył (założyła) profil specjalnie w tym celu :-) Mój komentator poprzestał na skromnych w formie, zaś bogatych w treści anonimach...
UsuńPo Twoim wpisie lektura "Dzieci Arbatu" jest u mnie obowiązkowa :-)
Też tak to widzę, znaczy misję, jaka mu przyświecała, aczkolwiek to jakaś krótkookresowa misja, być może, jeśli jednak nie okażę się inteligentną i przeczytam / opiszę Inferno (a dodam, że takie odradzanie działa na mnie wręcz zachęcająco) odezwie się ponownie i nie będzie to już tak "grzeczna" wypowiedź. Co do Dzieci Arbatu nie mam pojęcia, jakbym je dziś odebrała, może i ja po nie sięgnę.
UsuńDziewczyny, osiągnęłyście spory sukces w blogerskim światku: dochowałyście się chyba własnych hejterów ;)
UsuńKaye - u mnie to marny zaszczyt - kilka nieprzyjemnych anonimów, za to u Guciamal sukces jest bezdyskusyjny - skoro ktoś tylko dla niej zakłada profil na blogerze, to na pewno jest bardzo wpływową osobą :-)))
UsuńGuciamal - czekam w takim razie na recenzję nowego Browna i będę śledzić z uwagą sekcję komentarzy ;-)
Jak na czas adwentowy to nawet niezła tematyka; martyrologia Żydów. Trochę się psychicznie umartwiłaś, ale wziąwszy pod uwagę, że to naród, z którego wyszedł Chrystus tematycznie jakby jesteś na czasie..
OdpowiedzUsuńMimo wszystko warto po takie książki sięgać, by potrafić nawet przeciwstawiać się nagonkom na nasz stosunek do Żydów i próbowanie nam udowodnieni, że to my jesteśmy odpowiedzialni za holocaust.
Natanno, trafiłaś w sedno. Osobiście mam dość przechylania szali odpowiedzialności na naszą (Polaków) niekorzyść. Przy okazji "Wspomnień" Hoessa napomknęłam w komentarzach o serialu niemieckim, emitowanym niedawno w Polsce, który ostatnio oglądałam w publicznej telewizji irlandzkiej w niedzielę, w porze największej oglądalności. Że zgrzytałam zębami to mało powiedziane. Do tego dochodzi ogólna atmosfera podsycana publikacjami oraz powolne, acz knsekwentne zmiany w prezentowaniu Holocaustu w literaturze. Włos się jeży i scyzoryk w kieszeni otwiera.
UsuńKsiążkę Rybakowa zamyka zdanie - inskrypcja na mogile pomordowanych Żydów "Wszystko można wybaczyć, ale tym, którzy niewinnie przelali krew, nie wybacza się nigdy...". Szkoda, że w Polsce (i nie tylko) tak szybko zapomniano.
A dobór książki był przypadkowy, bo nie przewidywałam takiej tematyki po serii KIK. Byłaby jeszcze bardziej odpowiednia na Wielki Post.
Cieszy mnie, że tak to widzisz. Coraz trudniej się nam bronić, tym bardziej, że nie robią tego Ci co powinni.
UsuńJeśli chodzi o wspomniany kontekst, to ja, niestety, widzę przyszłość w czarnych barwach. A dodam, że mieszkając w Izraelu spotkałam się z - delikatnie mówiąc - dużym dystansem do naszej nacji (chociaż nie chcę uogólniać!)Tak, że coś na pewno jest na rzeczy.
UsuńChodzi oczywiście o nie uogólnianie.
UsuńTak, ale myślę, że do pewnego stopnia uogólniać trzeba - ocenianie historii przez pryzmat indywidualnych postaw jest poniekąd źródłem tego zbiorowego wyparcia, stosowanego przez Niemców...:-(
UsuńCzęść "Kaputt" jest poświęcona Zagładzie na Wschodzie - robi wrażenie, w "Łaskawych" akurat ta część też jest jeszcze niezła. Rybakow to dla mnie przede wszystkim "Kordzik" a potem "Dzieci Arbatu".
OdpowiedzUsuńW kwestii literackich odniesień jestem w tym przypadku zupełnie zielona, bo ani "Kaputt" ani "Łaskawych" nie czytałam (czytałam natomiast Twoją recenzję :-) ) Tak, że wszystko przede mną.
Usuń"Cięzki piasek" to moje pierwsze zetknięcie z Rybakowem, ale z inspiracji ZwL i Twojej, na pewno sięgnę po "Dzieci Arbatu". Przyznam, że o "Kordziku" nawet nie słyszałam, ale Twoja dobra opinia zachęca :-)
"Kordzik" to nie Twoje czasy :-) podobnie jak "Samotny biały żagiel" - radziecka klasyka dla młodzieży - nic nie straciłaś, podobnie jak i nie czytając "Łaskawych" (nagroda Goncourtów za nie to nieporozumienie) za to Malaparte'go warto poznać.
UsuńOch, jak to miło przeczytać, że coś jest "nie z moich czasów" - grudzień zawsze usposabia mnie pesymistycznie w kwestii mojego wieku, więc wstrzeliłeś się z tą frazą idealnie :-)))
UsuńMalaparte`go zapisuję (recenzję właśnie przeczytałam), chociaż chwilowo daję sobie spokój z tak przygnebiającymi wątkami...
Miałam właśnie polecić Ci tekst Zacofanego w lekturze o książce "Niebiosa są puste", ale widzę, że temat już sam wypłynął.
OdpowiedzUsuńKsiążki lekkie i krzepiące to wbrew pozorom zagrożony gatunek, niezbyt często trafia się coś ciekawego. A "Ciężki piasek" - mimo wskazanych przez Ciebie plusów - raczej nie nadaje się do rozświetlania grudniowych mroków.
To fakt, "Ciężki piasek" zupełnie nie wpisuje się w nurt literatury lekkiej i przyjemnej. Sięgając po książkę nie spodziewałam się AŻ takiej tematyki, początek równiez był całkiem niewinny.
UsuńZa to na przełamanie ponurej serii lektur wktótce będzie kolejny Malpass z "kociej serii" :-)
"Kłopoty rodzinne, zabawne perypetie nieznośnego, ale uroczego dziewięciolatka, wątki romansowe i sensacyjne składają się na atrakcyjną książkę, pełną humoru i sentymentu." - oj, mam bardzo dobre przeczucia! :)
UsuńLirael, jest dokładnie tak, jak piszesz :-) Chociaż wyznam Ci w sekrecie, że jestem odrobinę rozczarowana książką, "Kochana córeczka" była jednak bardziej dojrzała i lepsza literacko, ale i ta miała swój niezaprzeczalny urok :-) No, ale nie wybiegajmy w przyszłość, bo nie będziesz potem chciała przeczytać mojej recenzji ;-)
Usuń"Ciężki piasek" okazał się dość "ciężki" tematycznie... KIK rzeczywiście jest dość zróżnicowany, ale nie kojarzę go jednak z typowo lekką literaturą, lecz taką, która zwykle skłania do refleksji. Przyznam, że nie spotkałam się z tytułem, który dziś omówiłaś, ale budzi on moje zainteresowanie. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńKaye, oczywiście masz rację co do KIK. Nie miałam na myśli, że to seria lekka, po prostu chęć przeczytania książki lekkiej zbiegła się w czasie z postanowieniem nadrobienia zaległości w wyzwaniu czytelniczym i padło na "Ciężki piasek", który, jak sama słusznie zauważyłaś, okazał się dość ciężki tematycznie.
UsuńO serii KIK mam dobre zdanie, powieści w niej wydane są mniej lub bardziej ambitne, ale utrzymane są z reguły na dobrym poziomie. Oczywiście, moja opinia nie może być miarodajna, bo znam tylko wycinek bogatej listy tytułów.
Tak mnie tylko trochę zaskoczyło zestawienie Rybakowa z większością książek z KIK-u , które w ostatnich latach przeczytałam (nawet ważne tematy egzystencjalne trochę bledną przy historii zagłady), stąd moje stwierdzenie na końcu recenzji.
NIE CHCE. Ale tytul zapamiętam, może kiedyś, kiedyś... nie wiem.
OdpowiedzUsuńIza, znam Twoje nastawienie, w pełni je rozumiem i absolutnie nie namawiam...
UsuńNigdy nie interesowałam się specjalnie tym, co działo się za wschodnią granica. Tematyka powieści jest "moja" i poszukam jej w bibliotece.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, jeśli nie przeraża Cię tematyka (a widzę, że nie) to polecam. Ja też nie orientowałam się, jak przeprowadzana była i na jaką skalę zagłada Żydów na Wschodzie. Oczywiście książki Rybakowa nie należy traktować jako dokument, ale została ona oparta na wspomnieniach świadków tamtych zdarzeń, więc mimo wszystko daje pewien pogląd na kulisy likwidacji żydowskich społeczności na Ukrainie.
UsuńZawsze to jakiś początek do dalszego zgłębiania tematu :)
UsuńJa też zamierzam dalej podążyć tym tropem :-)
UsuńKupiłam to swego czasu, ale ciągle jeszcze czeka na swoją kolej. Po lekturze mam zamiar obejrzeć rosyjski serial, obawiam się z Twego opisu, że lekko nie będzie :(
OdpowiedzUsuńO! Nawet nie wiedziałam, że powstał serial według tej książki. Chociaż na razie nie ciągnie mnie, żeby go obejrzeć...
UsuńNie zrażaj się do książki, tak naprawdę nie ma w niej epatowania horrorem (miejscami jest wręcz nudnawo...), dopiero końcówka jest trochę ciężka i przybijająca. A jako całość polecam.