Tym razem wybór
lektury jest konsekwencją dawnego sentymentu, o którym już kiedyś pisałam.
Po przeczytaniu
jednej z powieści Malpassa bardzo chciałam poznać resztę dorobku autora i stało
się. „Od siódmej rano” to książka, w której znaleźć można dalekie echa
„Kochanej córeczki”, nie dotyczy to jednak samej treści, lecz bardziej ogólnego
klimatu, jaki udało się stworzyć autorowi.
Nie będę oryginalna, jeśli dodam, że pewne
fragmenty, szczególnie początek, żywo przypominają „Szóstą klepkę” Małgorzaty
Musierowicz. Nie chodzi tylko o relacje pomiędzy gderliwym dziadkiem i nadaktywnym
wnukiem, ale przede wszystkim o humor sytuacyjny i grę słów.
„Młody Gaylord Pentecost był nieczuły na większość
zjawisk. Obudził się i połaził sobie jakiś czas po łóżku. Kiedy go to znudziło,
podciągnął pidżamę na nieistniejący brzuch i wyruszył z misją dobrej woli.
Obchód domu zaczął od dziadka. W pokoju dziadka
było ciemno. Odsunął zasłony. Zasłony wisiały na mosiężnych kółkach. Odsuwane
przez kogoś innego pobrzękiwały jak kastaniety. Odsuwane przez Gaylorda
ogłuszały niczym huk karambolu na autostradzie.
Dziadek nawet nie otworzył oczu. - Wynoś się stąd
natychmiast - powiedział.Pod kołdrą dziadek wyglądał jak twarda, mała, okrągła
górka. Gaylord rozpędził się, skoczył i wylądował na jej grzbiecie. - Jestem
rycerz - wrzasnął - a ty jesteś moim wierzchowcem!
- Nie jestem żadnym wierzchowcem - jęknął dziadek.
- Jestem starym człowiekiem, który pragnie odrobiny spokoju.
Chłopiec przytknął badawczo palec do jednej
prastarej powieki. Poddarł powiekę, zamyślony spojrzał w żółtawe, zgnębione,
żałosne oko. Odjął palec, powieka opadła. - Chcesz, żebym ci zrobił herbaty? -
zapytał.
- Tak... jeśli ci to zajmie dużo czasu - odparł
dziadek.
Gaylord zeskoczył z wierzchowca. - Nie potrwa
nawet minuty - oznajmił wesoło.
- Nie śpiesz się, bardzo cię proszę - powiedział
dziadek.
Gaylord poszedł do ciotecznej babki Marigold. -
Przynieść ci herbaty? – zawołał od progu.
Ale starsza pani, której aparat akustyczny wraz z
okularami i zębami leżał na nocnym stoliku, przyczaiła się mówiąc sobie w
duchu, że w takich okolicznościach jej głuchota nie jest już udręką, lecz staje
się błogosławieństwem, spokojnym schronieniem.”
Plusem tej
niewielkiej, lecz całkiem sympatycznej książeczki jest atmosfera – sceneria
Bożego Narodzenia, rodzinne przekomarzania, zatargi podszyte nutką zazdrości
pomiędzy siostrami – starszą, mniej atrakcyjną Rose i uroczą Becky, która
działa jak magnes na wszystkich mężczyzn, nie wyłączając niedoszłego amanta siostry.
Kluczową postacią
jest kilkuletni, wszędobylski, nadnaturalnie energiczny, ale niepozbawiony
wrażliwości Gaylord. Wokół niego skupiają się wydarzenia a i on sam staje się
spiritus movens niektórych.
Czego tu nie mamy
– problemy małżeńskie, narodziny dziecka, śmierć członka rodziny, romanse,
rywalizacja sióstr, patologie społeczne a nawet dramatyczny akcent przemocy...
W tle – piękne pejzaże Derbyshire i
subtelne (zbyt subtelne) nawiązania do angielskiej mentalności.
Niestety, taka
dynamika akcji w powieści tego rodzaju musi oznaczać jedno – spłycenie pewnych
zagadnień, popadanie w banał i przewidywalność.
Pod względem
literackim wspomniana „Kochana córeczka” plasowała się, w moim odczuciu, o
kilka poziomów wyżej. Być może jednak stoi za tym inna, że tak powiem, grupa
targetowa. „Od siódmej rano” adresowana jest prawdopodobnie do młodszych
czytelników (choć zawahałabym się przed podsunięciem jej całkiem małym
dzieciom, pomna chociażby sceny
baraszkowania na sianie lub epizodu związanego z dotkliwym pobiciem jednego z
bohaterów). Biorąc jednak pod uwagę, że i takie akcenty mogą mieć działanie
pedagogiczne, warto książkę Malpassa polecić rodzicom dorastających pociech.
Jeśli o mnie
chodzi, lektura swoje zadanie spełniła. Poczułam się beztrosko i niemal młodo –
a to w przypadku kobiety w wieku balzakowskim, której dziś właśnie stuknął kolejny
rok na liczniku, jest aspektem nie do przecenienia...
Książka przeczytana w ramach wyzwania: "Czytamy serie wydawnicze"
Przeczytam, bo coś czuję, że moja czytelnicza, pesymistyczna grawitacja mnie rozpłaszcza i przydałoby się na czymś wzlecieć. Ze swojej strony polecam Axela Munthe - dużego wyboru jego książek po polsku nie ma, ale za to każda świadczy o tym, że napisał ją Naprawdę Dobry i Pogodny Człowiek. I to się udziela.
OdpowiedzUsuńAha, i wszystkiego dobrego na urodziny, zwłaszcza pogody ducha, bo ona uskrzydla:)
UsuńAniu, bardzo dziękuję za życzenia i czytelniczą wskazówkę! :-) Na pewno poszukam, bo i mnie przyda się powiew optymizmu :-)
UsuńWspominasz książeczkę, którą darzę autentycznym sentymentem. Przeczytałam już w dzieciństwie i od czasu do czasu sobie do niej wracam...żeby znowu poczuć jej magię i niewymuszony humor:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że trafiłam na sympatyczkę Malpassa! :-) Ja trafiłam na tę książkę dopiero teraz, ale pewnie jeszcze do niej wrócę. Ciekawa jestem, czy czytałaś "Kochaną córeczkę"? Jeśli nie - szczerze polecam :-)
UsuńO, mało znana "seria z kotem"! Z tej serii nie tak dawno temu czytałam "Brygidę" Marii Krüger. Książek Malpassa nie miałam okazji czytać i chyba już nie przeczytam, odnoszę wrażenie, że jestem na nie za stara ;)
OdpowiedzUsuńZa stara? - no co Ty?! :-) Mnie się całkiem miło czytało i jestem przekonana, że Ciebie też by wciągnęło ;-)
Usuń"Brygidy" nie czytałam, ale mam w poczekalni "Strachy" Ukniewskiej, również z "kociej serii".
Tak czuję, że skoro autor spłycił pewne zagadnienia, książka by mnie troszeczkę denerwowała. Ja bym sobie z tej serii przeczytała "Rzymiankę" Moravii, bo do Moravii mam sentyment. I przy okazji składam Ci najlepsze życzenia :)
UsuńKoczowniczko - dziękuję bardzo za życzenia :-) No, ale wiesz, w tym wieku to już zaczyna działać mechanizm wyparcia - gdyby nie rodzina, to pewnie w ogóle udawałabym, że nie mam żadnych urodzin ;-)
UsuńNawet nie wiedziałam, że "Rzymiankę" wydano w tej serii! Też planuję przeczytać.
Koczowniczko polecam z tej serii równię "
Usuń"John o Mary"
O, dziękuję, Natanno, zapiszę sobie. Jeśli tylko uda mi się zdobyć książkę, chętnie przeczytam. Pod Twoim wpływem wpisałam też na swoją listę "Elias Portolu" :)
UsuńMiło mi, gdy mogę również i ja coś polecić. Cenię sobie Was bardzo za te "starocie", które dzięki Wam odkrywam.
UsuńNatanno - i vice versa :-) Ja przy najbliższej okazji planuję zamówić, dzięki Twojej inspiracji, "Siostry krzyżowe" Riemizowa.
UsuńSiostry ... też planuje przeczytać drugi raz, a przynajmniej do nich zaglądać, bo to trudna lektura. A na Twój post będę czekać z niecierpliwością, gdyż ja nie umiem się tak wczuć w lekturę, jak Ty. Myślę, że to już mój wiek sprawia, że niczego już bardzo intensywnie nie przeżywam, ale to chyba naturalne.
UsuńJaki wiek?! No, proszę Cię...
UsuńNaturalnym jest to, że każdy z piszących o książkach ma inne spojrzenie na lekturę, na inne rzeczy zwraca uwagę - i bardzo dobrze. U Ciebie można spotkać to, czego brakuje na wielu blogach (w tym również na moim) - spojrzenie w szerszym aspekcie na lekturę i odwołania do sylwetki pisarza.
A`propos wieku (u mnie to również temat na czasie), dzisiaj pod wpływem komentarzy u Izy (http://czas-odnaleziony.blogspot.ie/) uświadomiłam sobie, że Agatha Christie napisała swój ostatni kryminał mając 86 lat. I tego się trzymajmy :-)
Ale to była Agatha Christie.
UsuńDobrze jest brać przykład z najlepszych :-)))
UsuńNieżyjąca już Doris Lessing swoje ostatnie książki również napisała w podobnym wieku :-)
Idealna lektura na święta :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja lubię się tak odstresować przed świętami. Poza tym wątek bożonarodzeniowy w książce całkiem dobrze wprowadza w atmosferę :-)
UsuńDawno tu nie było optymistycznego wpisu!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji urodzin :)
To miłe, że ktoś zauważa tendencje dominujące na moim blogu :-)
UsuńA za życzenia dziękuję :-)
Kompletnie nie znane mi nazwisko i juz chyba tak pozostanie.
OdpowiedzUsuńA z tej serii mam "John i Mary".
Ja z kolei o "Johnie i Mary" tylko słyszałam za sprawą filmu na podstawie powieści. Książkę chętnie bym przeczytała.
UsuńFilm i ja oglądałam, ale bardzo dawno temu. Może jeszcze raz sięgnę po książkę.
UsuńDobrze, że o tej książce napisałaś, tym bardziej, że zamierzam bliżej poznać serię "Z kotem". Film, podobnie jak Ty, oglądałam bardzo dawno i zrobił na mnie wtedy spore wrażenie (chociaż nie pamiętam już w ogóle treści...). A powiesć Jonesa zapisuję sobie :-)
Usuń"Kochaną córeczkę" czytałam w zamierzchłej przeszłości, tego tytułu nie znam. Ale fragment, który przytoczyłaś, brzmi zachęcająco i rzeczywiście w typie Jeżycjady. Chyba to dobra lektura na odstresowanie ;)
OdpowiedzUsuń"Wiek balzakowski" dla obecnej kobiety to rozkwit młodości i urody - nie zapominaj o tym :)
Masz rację, na stres podziałało skutecznie :-) Nie wymagająca zaangażowania i czasu, za to bardzo sympatyczna książka .
UsuńKaye - lejesz miód na moje serce - będę to sobie powtarzać jak mantrę ;-)
Pisałam w pośpiechu, chodziło mi o "współczesną kobietę", a nie o obecną ;)
UsuńAle obecna tu, współczesna kobieta, nawet nie zauważyła tego przejęzyczenia, w obliczu tego, co napisałaś na końcu ;-)
UsuńZainspirował mnie ten cytat. Zapamiętam sobie: Zrobisz mi herbatę? I nie śpiesz się...
OdpowiedzUsuńAgnieszko, myślę, że takich cytatów zebrałoby się więcej, to był tylko reprezentatywny wycinek :-) Dialogi Gaylorda z członkami rodziny bywały naprawdę rozkoszne ;-)
UsuńMnie nie trzeba ostrzegać na temat książek lekkich i rozrywkowych, bo bardzo je lubię. Przyjaźń z Gaylordem i resztą ferajny zawrę na pewno.
OdpowiedzUsuńJeżanno, przesyłam Ci moc najserdeczniejszych urodzinowych życzeń, a tutaj dodatek. :)
Lirael, jestem przekonana, że nie będziesz żałować tej znajomości, pomimo pewnych mankamentów czyta się bardzo przyjemnie.
UsuńDziękuję Ci bardzo, bardzo za życzenia! A dodatek....nie będzie mi dawał spokoju przez najbliższe dni ! :-)))
:D Wzmiankowany dodatek za sprawą truskawek miał zapachnieć wiosną na przekór aurze. :)
UsuńZa sprawą truskawek zapachniało wiosną, a widok bitej śmietany i polewy czekoladowej wyzwolił falę dzikich żądz spożywczych :-D
Usuń"Kochana coreczka" już czeka u mnie na polce i mam co do niej dobre przeczucia - wiec i po "Od siódmej rano" na pewno siegne :-).
OdpowiedzUsuńW takim wypadku proponuję zacząć czytanie od tej drugiej książki - jest moim zdaniem troszkę słabsza.
UsuńCiekawa jestem Twoich wrażeń :-)
Też chciałam napisać, żem za stara, ale skoro obsztorcowałaś Koczowniczkę, to tego argumentu nie wysunę. A książka na poprawę humoru jak najbardziej wskazana, coś mi siadło ... nie wiem, czy energia, czy zapał, czy co. Ale siadło, zległo i nie chce się podnieść. Może jak licznik się przekręci to zaskoczy :) Wszystkiego naj.. i częstoumilaczy życzę
OdpowiedzUsuńNo i pokarało mnie, bo zajrzałam na dodatek od Lirael i ślinka cieknie mi na klawiaturę :(
OdpowiedzUsuńMnie tak cieknie od rana (ta ślinka) :-))) Chyba zaraz znajdę jakiś produkt zastępczy na pocieszenie ;-)
UsuńZa życzenia bardzo dziękuję i zapewniam Cię, że po przekręceniu licznika trochę się w głowie prostuje - na rozmaitych polach. Trzymam się tego, co napisała wyżej Kaye (o tej młodości i urodzie ;-))
Książeczkę na odstresowanie i rozweselenie bardzo Ci polecam, może nie jest szczytowym przykładem kunsztu literackiego, ale napisana lekko i z humorem.