Dawno już odkryłam, że tym, co w książce
najważniejsze, nie jest dobór tematyki, lecz umiejętne jej potraktowanie. Najciekawszy
wątek można położyć, uwypuklając nieodpowiednie jego aspekty i używając
nieadekwatnyh środków wyrazu.
Na przykład motyw
śmierci. Ile już książek, rozpraw i esejów o tym powstało?! Pisano o śmierci w
sposób liryczny, dramatyczny i komediowy, pisano subtelnie i trywialnie, pisano
prosto i pisano zawile.
Według mnie
tajemnica tkwi w proporcjach.
Idealny balans
pomiędzy fizjologią a mistyką i transcendentem w odniesieniu do tematu śmierci
znalazł szwedzki pisarz i filozof Lars Gustafsson w swej znakomitej, acz chyba
niedocenionej w pełni powieści „Smierć pszczelarza”.
Po przeczytaniu
jej sama nie dowierzałam, jak wiele ważnych treści można pomieścić w tak niewielkiej objętościowo książce.
Bohater, któremu
autor przypisał kilka własnych cech i faktów biograficznych ( w tym imię i rok
urodzenia) to emerytowany nauczyciel Lars Westin. Jego losy poznajemy, śledząc
zapiski prowadzone w kilku dziennikach. Punktem wyjścia a zarazem momentem,
który zmieni życie Larsa, jest jego wizyta w przychodni. Mężczyzna, który od
pewnego czasu zmagał się z nawracającymi i nasilającymi się atakami bólu,
spodziewa się najgorszego. Gdy otrzymuje przesyłkę od lekarza, w akcie
przerażenia a jednocześnie przeczucia ciska kopertę w ogień. Świadomy wyroku,
który zapadł, postanawia uczynić swe ostatnie miesiące bardziej wartościowymi.
Zostaje pszczelarzem, wiedzie spokojny żywot na wsi, obserwując przyrodę i
wspominając minione dni.
Kolejne pamiętniki to kolejne rozdziały w historii
Westina. Prowadzenie gospodarstwa, uwagi na temat hodowli pszczół i komentarze
dotyczące aktualnych wydarzeń składają się na notes pierwszy. W kolejnym Lars
umieszca wycinki z gazet, ciekawe cytaty i fragmenty tekstów własnego
autorstwa. Trzeci dziennik to pełne dramatyzmu wpisy, których tematykę
zdominował ból i próby wytłumaczenia sobie jego sensu.
„Śmierć pszczelarza” to jednak nie tylko
studium umierania. Gustafsson przede wszystkim koncentruje się na różnych
wymiarach życia. Gdy bohater dokonuje rozrachunku z przeszłością, analizując
swoje relacje z ludźmi, dochodzi do bardzo ciekawego wniosku. Odkrywa, że
chciał za mało a jego potrzeby względem świata i bliskich były niewystarczające.
Tym samym łamie stereotyp dotyczący związków międzyludzkich, konkludując, że
nie chodzi o to, by dużo dawać a mało brać. Aby nadać relacjom towarzyskim
odpowiednią rangę, należy mieć wymagania również w stosunku do innych ludzi.
Książka pełna jest fragmentów przesyconych
liryzmem, jednak brak w niej taniego sentymentalizmu, roztkliwiania się i
kiczowatego patosu. A to nie lada sztuka, by historię żegnania się ze światem
opowiedzieć w sposób wzruszający i stonowany zarazem. Gustafsson jednak tego
dokonał. Być może wpływ na to miały jego prywatne zainteresowania – jako doktor
filozofii zajmował się między innymi różnymi aspektami postrzegania śmierci.
O sprawach
ostatecznych pisze w sposób elegancki i prosty, jednak nie traci kontaktu z
rzeczywistością. Zdaje sobie sprawę, że w świecie, w którym „rządzi ból – a ból
nie znosi żadnych rywali”, trudno uciekać od fizjologicznego wymiaru życia.
Autor stawia również przed czytelnikiem pytanie, czy w obliczu spraw pozornie beznadziejnych warto kapitulować, czy raczej podjąć próbę stawienia czoła losowi.
Czy w spalonej przez Larsa kopercie na pewno znajdował się "wyrok śmierci"? Czy pszczelarz miał szansę wytargować od przeznaczenia więcej, niż w rezultacie otrzymał?
Autor stawia również przed czytelnikiem pytanie, czy w obliczu spraw pozornie beznadziejnych warto kapitulować, czy raczej podjąć próbę stawienia czoła losowi.
Czy w spalonej przez Larsa kopercie na pewno znajdował się "wyrok śmierci"? Czy pszczelarz miał szansę wytargować od przeznaczenia więcej, niż w rezultacie otrzymał?
W pamięć wryły mi
się głęboko rozważania bohatera, który w paroksyzmie bólu dywagował na temat
ograniczeń języka w opisywaniu różnych wymiarów ludzkiego cierpienia. Zadaje
sobie pytania, dlaczego istnieje tak wiele określeń na rozróżnianie różnych
odcieni tego samego koloru, podczas, gdy nie ma słów na opisanie różnych stopni
bólu.
Lars Westin żegna się z życiem, jednak –
paradoksalnie – dopiero u jego schyłku dociera do głębi sensu ludzkiej
egzystencji. Jego wspomnienia to nie tylko podróż w przeszłość ale przede
wszystkim podróż wgłąb siebie. Uciekając od rzeczywistości i tego co
nieuchronne, zaczyna dostrzegać pomijane wcześniej radości i smutki zwykłego,
codziennego życia.
Książka Larsa Gustafssona należy do gatunku
tych, które po przewróceniu ostatniej strony chce się zacząć od nowa. Prowokuje
do przemyśleń na tematy uniwersalne, jednak ucieka od łatwych odpowiedzi.
Chociaż
dotychczas unikałam wyrażanego w cyfrach oceniania książek, tej lekturze
dałabym co najmniej 5/6. A kto wie, czy nie więcej.
Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytamy serie wydawnicze
Lars Gustafsson
Źródło: (klik)