środa, 19 lutego 2014

TA TRZECIA, TA JEDYNA. ANKA KOWALSKA, "PESTKA".

   

    Jest w historii literatury (również tej rodzimej) kilka książek, które z mniej lub bardziej wytłumaczalnych powodów uchodziły kiedyś za kultowe. Proza światowa miała swojego „Buszującego w zbożu”, „Lot nad kukułczym gniazdem” czy „Ulissesa”.
Na swojskim gruncie młodzież zachłystywała się, swego czasu, Hłaską czy Stachurą. Podobny entuzjazm budziła (podobno) książka, na którą trafiłam zupełnym przypadkiem, w biblioteczce pewnej zacnej staruszki, od której wraz z koleżankami wynajmowałam mieszkanie w studenckich czasach.
„Pestka” Anki Kowalskiej to powieść, która do dziś jeszcze budzi skrajne emocje. Jednych (o czym niedawno się przekonałam...:)) irytuje samo wspomnienie przekombinowanego stylu. Innych intryguje przewrotność w prezentowaniu powszechnych zasad moralnych lub zachwyca poetyckie ujęcie prozy życia i głębia w pokazaniu relacji między dwojgiem (a właściwie trojgiem) ludzi.
    Z książką Kowalskiej jest podobnie, jak z jej główną bohaterką, Agatą – można za nią przepadać albo jej nie znosić, trudno jednak zachować wobec niej obojętność.
U źródeł takich biegunowo różnych opinii może leżeć styl narracji – w istocie, dość kontrowersyjny.
Przyznam, że sama kilka razy w czasie lektury zgrzytałam zębami, tak bardzo nienaturalne wydawały mi się pewne sformułowania i sama forma prowadzenia fabuły. A jednak moja irytacja była niewspółmiernie mała wobec nieuchronnej konkluzji, że autorka „Pestki” była niezwykle bystrą obserwatorką, świetnym psychologiem, dobrą poetką a przy tym wyjątkowo wrażliwą osobą. Bo tylko ktoś taki mógł napisać przesycone liryzmem fragmenty, opisujące stan świadomości dwojga ludzi, których połączyło bezgraniczne w swej sile, lecz ograniczone okolicznościami uczucie.
„Pestka” to bez wątpienia romans, to powieść kobieca, lecz zdecydowanie w dobrym tego słowa znaczeniu.
    Na próżno by szukać tu banalnych sformułowań, choć treść, gdyby wypreparować ją z całej, psychologiczno-poetyckiej otoczki, tchnie banałem.
Ot, pretensjonalna historia zakazanej miłości – on, wrażliwy (przewrażliwiony...?), obarczony rodziną i znudzony schorowaną, nieatrakcyjną żoną i ona – ta trzecia, ta wyjątkowa, mieniąca się kolorami jak tęcza,  na tle innych kobiet wyróżniająca się jak rajski ptak, który przypadkiem znalazł się wśród podwórzowych kokoszek.
     Do tego wszechwiedząca narratorka, w rolę której wciela się najbliższa przyjaciółka głównej bohaterki. Czy to może kogokolwiek zainteresować? Czy to może się podobać, zważywszy na zalew literatury dla gospodyń domowych, gdzie tego rodzaju historie to zaledwie tło wydarzeń?
    Moim zdaniem „Pestka” broni się, pomimo upływu czasu i przetasowania rekwizytów, okoliczności oraz uwarunkowań społecznych. Chorzy na miłość bohaterowie powieści są powieleniem wzorców, znanych w lieraturze od czasów Abelarda i Heloizy.
    Śmiem podejrzewać, że Anka Kowalska włożyła w kreację swojej bohaterki wiele serca. Więcej nawet – że Agata miała swój autentyczny odpowiednik w samej autorce. Trudno byłoby bowiem, bez osobistego zaangażowania, tak dobrze oddać wszelkie niuanse zachowań, cała gamę nastrojów i konsekwencję w postępowaniu. Ponadto, biorąc pod uwagę nieco kontrowersyjne poglądy bohaterki, trudno byłoby tak dalece usprawiedliwiać kobietę, która świadomie rozbija małżeństwo i modli się o wytrwanie w grzesznym związku, bez odrobiny choćby osobistego zaangażowania.Tymczasem w książce Kowalskiej powszechnie przyjęte prawdy zostają odwrócone, rzeczywistość odbija się w lustrze i możemy obserować jej  drugą twarz.
    To „ta trzecia” zyskuje w oczach autorki niewinność dziecka, zaś wiarołomny mężczyzna to niemal męczennik, składający na rodzinnym ołtarzu ofiarę ze swojej występnej miłości. Zdradzana żona jest za to pokazana jako niemal współwinna rozbicia rodziny, z powodu swojej nieatrakcyjnej, chorowitej fizyczności i niezbyt lotnego umysłu, z powodu nudy i przewidywalności, jaką wnosi pod małżeński dach.
    W konfrontacji z wyzwoloną, nonkonformistyczną i spontaniczną Agatą razi nieco postawa jej przyjaciółki-narratorki, Sabiny. Autorka przerysowała mocno jej postać, zapewne dla podkreślenia kontrastu a wręcz przepaści, jaka dzieli świat ludzi kierujących się własnymi instynktami i świat ludzi, postępujących zgodnie z konwenansem i naukami Kościoła (choć w tym przypadku nie ma mowy o szczerej religijności, a raczej o spłyconym jej pojmowaniu, sprowadzonym tylko do bojaźni bożej i obawy przed potępieniem i karą za grzechy).
    „Pestka” to książka przewrotna. Chcąc, nie chcąc, w którymś momencie przyłapujemy się na tym, że nasze sympatie skłaniają się ku osobie, która łamie przyjęte powszechnie zasady.
Cała zaś fabuła tak naprawdę nie jest historią miłosnego trójkąta, ale opowieścią o cenie i konsekwencjach życiowych kompromisów. Wszyscy ci, którzy im ulegli, skończyli marnie. Jedyna, która próbowała im się oprzeć, w krytycznej chwili wybrała drogę ucieczki ostatecznej.
   Tym, co w powieści Kowalskiej drażni, jest nie tylko wspominany już styl (to zresztą rzecz upodobań). Dla mnie irytująca była schematyczność, wspieranie się stereotypami przy okazji chybionej w sumie próby zdyskredytowania instytucji małżeństwa. Zdaniem Agaty, która wydaje się być alter ego autorki, każdy usankcjonowany sakramentalnie czy formalnie związek skazany jest z góry na zagładę. Wiele jest rozważań na temat przyczyn nieuchronnego rozpadu małżeńskich relacji, sypią się, jak z rękawa, przykłady, często dość karykaturalne. Trudno się oprzeć wrażeniu, że w tym przpadku posłużyły jedynie jako poparcie z góry założonej tezy.
Efekt psuła również pobrzmiewająca miejscami nutka melodramatyczna, która jakoś kłóciła się z deklarowanymi zapatrywaniami bohaterki.
    Pomimo pewnych zgrzytów i niedociągnięć poecam jednak lekturę „Pestki”. Nie wiem, czy ma szansę spodobać się jako całość, ale opłaca się poświęcić jej trochę czasu a nawet... wysiłku (chwilami siła woli może być potrzebna). Nawet dla kilku błyskotliwych, celnych spostrzeżeń i paru świetnie odmalowanych, godnych pędzla najlepszego symbolisty scen, warto ją przeczytać.