Lata dwudzieste,
lata trzydzieste… przedstawiane często z melancholią i sentymentem jako czas, w
którym kwitło kawiarniane życie, piękne panie pląsały w rytmie swinga a taneczne
rewie przeżywały apogeum popularności, uchylając drzwi do niedostępnego świata zakazanych
rozrywek i niebezpiecznych miłostek.
Rzeczywistość, szczególnie ta osadzona w
polskich realiach, była jednak, jak się okazuje, znacznie bardziej siermiężna,
nędzna i trywialna. Brzydka.
Maria Ukniewska (prawdziwe nazwisko Maria
Kuśniewiczowa) – w młodości tancerka w teatrzyku rewiowym – zawarła swoje
obserwacje i przemyślenia na temat żywota typowej girlsy w książce „Strachy”.
Powieść, choć nie jest zapisana w formie wspomnień, ma niemal rangę dokumentu.
Przeżycia samej autorki i losy jej
koleżanek były przyczynkiem do naszkicowania tak ponurej wizji życia w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
Lektura „Strachów” jest doświadczeniem dość
gorzkim. Po pierwsze, zrywa z landrynkową wizją egzystencji rewiowych artystek.
Po drugie, pokazuje ludzi, którzy nie tyle idą przez zycie, co pełzają nieco
ponad poziomem gruntu, chwytając raz po raz wpadający w ręce ochłap. Nieważne,
czy jest to okazja do łatwego zarobku, czy do podebrania paru złotych z cudzej
kieszeni, czy do odbicia absztyfikanta niezbyt lubianej koleżance.
Główna bohaterka, Teresa Sikorzanka, jest
jedną z wielu podrzędnych tancereczek w podrzędnym teatrze. Nie wyróżnia się
niczym, poza zgrabnymi nogami. Pochodzi z ubogiej rodziny i pomimo podjęcia
pracy zarobkowej w bardzo młodym wieku, sama cienko przędzie. Próbuje uwieść
podziwianego, znacznie starszego od siebie tancerza i aktora, Modeckiego.
Obserwując jej poczynania odnosi się
wrażenie, że to osoba zupełnie wyprana z głębszych uczuć i zasad. Jedyne skrupuły,
jakie posiada, nie wynikają, bynajmniej, z jej prywatnych przemyśleń i poczucia
przyzwoitości, lecz są wypadkową zasłyszanych opinii i życiowych doświadczeń.
A zatem – nie należy
brać od mężczyzn pieniędzy za towarzystwo... chyba, że jest się w krytycznej
sytuacji finansowej. Nie wypada pić wódki w barze, no chyba, że ma się pewność,
że nikt nie doniesie o tym haniebnym procederze dyrektorowi teatru. Nie godzi
się „iść na całość” z mężczyzną podczas pierwszego spotkania... chyba, że wyzna
się mu miłość. No i lepiej jest nie kraść, chyba, że zupełnie nie ma się za co
kupić nowych pończoch (o płaszczu nie wspominając).
Kwintesencją moralnej płycizny bohaterki i
jej koleżanek po fachu może być ich dysputa na temat zamążpójścia i usuwania
niechcianej ciąży (przypadłość nader często spotykana wśród ówczesnych tancerek).
„Powiedziałam sobie, że wyjdę za mąż za pierwszego
lepszego faceta, który będzie się chciał ze mną ożenić. A potem go rzucę i będę
się puszczać. Żebym musiała sobie zrobić ze trzydzieści skrobanek, to zrobię, a
dziecka za żadne skarby mieć nie chcę. Dziecko to jest smród, nędza, wrzask,
nieszczęście! Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ale do ślubu muszę być
dziewicą.
Koniec końców doszły do wniosku, że skrobanka nie
jest grzechem, o ile jest zrobiona wcześnie, póki dziecko jeszcze się nie
rusza. Biedactwo, jeszcze wtedy jakby nie żyło, jakby go nie było na świecie.
Ale jeżeli są już ruchy, to skrobanka jest zbrodnią. Za to idzie się do piekła.
— Czy akuszerka też? — pyta Teresa słabym głosem.
— Przede wszystkim! — rozdarła się garderobiana. —
Bo ona pomagała w morderstwie.
„O Boże, Boże — jęczy w duchu. —¦ Dla mnie już nie
ma ratunku". Ale zaraz, w książeczce do nabożeństwa są modlitwy, za
odmówienie których otrzymuje się trzysta dni odpustu.”
Nie lepiej sprawa się przedstawiała za kulisami
teatrzyku. Szczerze – nie posiadałam się ze zdumienia, że przedstawiona w
książce zbieranina dziewcząt była w stanie wydobyć z siebie takie pokłady
samodyscypliny, by wyuczyć się wspólnego programu i oczarować publiczność.
Niedostatki w prezencji, niedostatki w inteligencji, braki w umiejętnościach, lenistwo,
zawiść oraz piętno ubóstwa były zmorą, która przytłaczała girlsy, nie pozwalając
im wybić się ponad poziom rewiowego tła. Wysmarowane smalcem , obsypane mąką i
wymalowane cynobrową farbką nastolatki zmuszone były do wysiłku, który czasami
przekraczał ich możliwości i wytrzymałość. Próba za próbą, spektakl za
spektaklem, w tym trybie toczyło się ich smętne życie. I w tym kontekście nie
dziwi aż tak bardzo fakt gorączkowego poszukiwania odskoczni od codziennej
mizerii i rutyny. Odskoczni choćby na chwilę, choćby na wysokość napotkanego
przygodnie mężczyzny. Zwłaszcza, jeśli ten obiecywał przepustkę do innego świata.
Znacznie trudniej było mi pogodzić się z
nieuchronnością losów bohaterów. Feluś, mały braciszek Teresy mógłby żyć, gdyby
jego matka dysponowała w odpowiednim momencie kwotą stu złotych. Lub gdyby jego
siostra nie przepuszczała w tym samym czasie zbliżonych, pozyskanych w drodze
szemranych transakcji kwot, na fatałaszki.
Linka,
siedemnastoletnia przyjaciółka Teresy, prawdopodobnie nie popełniłaby
samobójstwa, gdyby w stosownym momencie ktoś bliski udzielił jej wsparcia i
odwiódł od idiotycznego pomysłu przeprowadzenia nielegalnej aborcji. Sama zaś
Teresa prawdopodobnie nie cierpiałaby katuszy napadowych lęków, gdyby we
wspomnianej aborcji (oraz pozbyciu się ciałka zabitego dziecka) nie brała
udziału.
Gdyby... Taka
ewentualność jednak, najwidoczniej, nie wchodziła w grę. Okoliczności, przykład
brany z góry, zazdrość, nędza i pragnienie wybicia się ponad tę nędzę
determinowały wybory życiowe bohaterów tak dalece, że kwestie moralne schodziły
na dalszy, czasem zupełnie niedostrzegalny plan.
Czy w tak ponurym
obrazie znalazło się miejsce na nikłe chociażby światełko w tunelu? Być może. Teresa,
pod wpływem amanta i nieco wbrew sobie, trochę się zmienia. Nachodzące ją lęki
to nic innego, jak tłumione wyrzuty sumienia i obawa przed karą. Czy to, w
ogólnym rozrachunku, dość, aby wyjść cało z moralnej, życiowej opresji?
„Strachy” to
książka, która miejscami irytuje, Sikorzanka to bohaterka, z którą nie sposób
się utożsamiać. A jednak lektura wciąga. Warto ją przeczytac chociażby ze
względu na nieco naturalistyczny, ale chyba prawdziwy obraz życia określonego
środowiska. Obraz gorzki i chwilami przytłaczający, ale w dużej mierze
autentyczny. Polecam.
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Czytamy serie wydawnicze"
Czytałam bardzo dawno temu , nawet miałam dokładnie to samo wydanie. Pamiętam to zdziwienie właśnie że wcale tym "artystkom" nie było łatwo ,że życie ich nie było równie kolorowe jak scena na której występowały. Niemniej może i niezamierzony urok powieści zrobił na mnie ogromne wrażenie i mimo tego ponurego obrazu jaki autorka nam przedstawiła gdzieś tam pełzał ogień zazdrości ale o ile pamiętam nie bardzo było czego zazdrościć. w ogóle bardzo często zapominamy że lata dwudzieste i trzydzieste wcale nie były tak piękne, tak kolorowe i bogate jak to widujemy w książkach skupiających się na arystokracji. Pamiętam jakim szokiem dla była "Kariera Nikodema Dyzmy" i te łóżka do wynajęcia ale i tak lubię o tym okresie czytać.
OdpowiedzUsuńTa książka może skutecznie wyleczyć z marzeń o karierze scenicznej (gdyby ktoś takowe marzenia miał...) Chociaż domyślam się, że współczesne realia odbiegają jednak trochę od tych, opisywanych przez Ukniewską.
UsuńMnie po lekturze pozostało przygnębienie. Smutne, że w tej całej biedzie, szarości i braku perspektyw zabrakło też szczerych więzi uczuciowych, chociażby rodzinnych. Teresa niby kocha matkę i rodzeństwo, ale po śmierci braciszka (której można było uniknąć) jakoś niespecjalnie się przejęła. Mam wrażenie, że opisywani w książce ludzie w dużej mierze zawdzięczają swój los tej nabytej bezradności i pogodzeniu się z rzeczywistością. Przykre...
Jako dokument faktycznie ciekawe, miejscami bolesne. Jako literatura niestety co najwyżej przeciętna z plusem, niechlujnie napisana i skomponowana.
OdpowiedzUsuńCzy czytałaś Zaklęte rewiry Worcella? Też powieść środowiskowa, dużo lepsza językowo, chociaż też się rozpada pod koniec.
Ja tez zwróciłam uwagę na pewne niedomagania stylistyczne. Początkowo sądziłam, że autorka robi to celowo, aby narracja korespondowała z ubóstwem językowym bohaterów. Ale jednak nie :)
UsuńWorcella nie czytałam, tytuł dotychczas jakoś filmowo mi się kojarzył, poszukam przy okazji.
Film jest znakomity, momentami lepszy od książki, bo bardziej skondensowany.
UsuńAutorce Strachów albo zabrakło umiejętności, albo za bardzo przejęła się wskazówkami naturalistów, żeby pisać "jak leci" dla zachowania autentyzmu:) A serial wg powieści chyba też lepszy od książki, bardzo w klimacie Kariery Nikodema Dyzmy.
Film ("Zaklęte rewiry") oglądałam tak dawno, że prawie nic już nie pamiętam. Ekranizacji "Strachów" natomiast nie widziałam wcale, przypominam sobie tylko, że gdy emitowano serial w telewizji w czasach mojego dzieciństwa, byłam przekonana, że to horror :)
UsuńZ tym "stylizowanym autentyzmem" u Ukniewskiej coś może być na rzeczy, bo chociaż literackie braki są zauważalne, to jednak specjalnie nie rażą i nie wpływają jakoś szczególnie na odbiór książki (przynajmniej tak było w moim przypadku).
Mnie mocno drażniła rwana fabuła, taka migawkowość, epizodyczność. W serialu grała młoda Izabela Trojanowska :)
UsuńWłaśnie odbierałam to jako celowe "dostosowanie" do środowiska a nie jako brak umiejętności autorki.
UsuńA ja miałem mieszane uczucia. Znamienne jest, że autorka nic więcej nie napisała - czyżby wyczerpawszy wspomnienia własne po prostu nie umiała?
UsuńCoś tam pisała małego , zauważ że książkę pisała po zakończeniu "kariery" tancerki ,może jest to po prostu przypadek jakich teraz mamy na kopy, ktoś kończy karierę, postanawia o tym napisać gdyż uważa swoje życie za bardzo ciekawe i na tym faktycznie poprzestaje.
UsuńMoim zdaniem to raczej nie jest rzecz pisana dla zostania celebrytą, a o takim przeżyciach, jakie stały się udziałem autorki, raczej powinno się milczeć. W przedmowie napisała, że to z tęsknoty za teatrem - ale tęsknić do takiego teatru? Może to była forma autoterapii?
UsuńMoże i autoterapia ,a może podreperowanie budżetu. Istnieje możliwość że późniejsze życie ( wszak ksiązka z dwudziestolecia wydana chyba w 1938 a autorka zmarła w latach 60 tych) dało jej się tak we znaki że lata minione były jej ostoją, niby co to za ostoja ale jednak mogło i tak być.
UsuńMożemy gdybać. Faktycznie bibliografia Ukniewskiej jeszcze jakieś drobiazgi obejmuje, ciekawe mi się wydają opowiadania autobiograficzne "Dom zaczarowany", ciekawe, czy to jest dostępne.
UsuńOwszem 3,50zł na allegro najtańsza, mądra jestem bo sprawdziłam przed chwilką :-)
UsuńTeż sprawdziłem :) Za 3,50 bym kupił, ale mieszkam za daleko od Łodzi, a tam tylko odbiór osobisty.
UsuńNawet, jeśli Ukniewska nie dysponowała dobrym warsztatem literackim, to i tak udało jej się stworzyć niezłą książkę. Biorąc pod uwagę przekrój intelektualny opisywanych tancerek, musiała się pozytywnie na ich tle wyróżniać :)
UsuńDziwnie jest mi wyobrazić sobie Trojanowską w roli Teresy, ale znając jej "talent" aktorski, może i dobrze się sprawdziła w charakterze artystki z podrzędnego teatrzyku :)
Trojanowska była wtedy mniej drętwa niż w Klanie :)
UsuńMoże się mylę, ale kojarze ją mgliście jeszcze z jakiejś innej rólki sprzed lat. Fakt, może i była wtedy mniej drętwa :)
UsuńPewnie z Kariery Nikodema Dyzmy :)
UsuńO tak! :) Na śmierć zapomniałam. Ale widziałam ją chyba gdzieś jeszcze.
UsuńTak czy inaczej, jakoś mi jej fizjonomia do bohaterki "Strachów" nie pasuje, chociaż to i tak nie najgorzej dobrana do roli aktorka. Niedawno czytałam "Pestkę" Kowalskiej i gdy pomyślę o ekranizacji... Zgroza.
No Pestka to była spektakularna porażka, nakręcona chyba tylko po to, żeby Renaulta poreklamować :P
UsuńA ten ważny szczegół akurat mi umknął, choć mam wrażenie, że nie mógł być najgorszym elementem filmu :)
UsuńTo był jeden z pierwszych oficjalnych product placement w polskim filmie, Janda się fotografowała w Clio, jeździła Clio, wychwalała Clio, szał ciał i uprzęży :D
UsuńTo mogła sobie reklamować Clio do upojenia, ale dlaczego akurat przy okazji tego filmu? I dlaczego zepsuła całkiem niezłą książkę? Tak mi pasowała do tej roli jak kwiatek do kożucha, albo jeszcze mniej. Nieporozumienie.
UsuńZawsze była obrotna, dostrzegła materiał, znalazła sponsora, a że potem się rypło :( Jakieś straty muszą być.
UsuńAno tak. Tym bardziej, że film kulał nie tylko z jej powodu. Ale o tym przy okazji "Pestki" :)
UsuńA proszę bardzo. Książka też mi się nie podobała :P
UsuńA to w tym punkcie się z Tobą nie zgodzę :) Teraz czytałam ją drugi raz i na pewno nie miała już dla mnie tego uroku, co ponad 10 lat temu, ale jednak podobała mi się (choć kilka rzeczy mnie mocno irytowało). Ale nie uprzedzajmy faktów :)
UsuńPestka była nicowana w klubie u Ani, mam ściągawkę pod ręką:) A książki nie doczytałem, nie na moje nerwy była.
UsuńDo dyskusji zajrzę dopiero, jak sama napiszę, nie chcę się sugerować.
UsuńRzeczywiście, "Pestka" może drażnić, zwłaszcza maniera językowa i fragmenty stylizowane na strumień świadomości. Ale jest w niej coś, co się broni :)
Taa, koleżanki dyskutantki usiłowały mnie przekonać, że coś w niej jest, ale byłem oporny na wiedzę :)
UsuńUuu, to ja Cię tym bardziej nie przekonam do zmiany opinii... mogę tylko zachęcić, byś dokończył ją czytać ("Pestkę", nie opinię) :)
UsuńO nie nie. Mowy nie ma o powtórkach. Zdecydowanie wolę Kowalską jako autorkę wspomnień, polecam znakomity Folklor tamtych lat.
UsuńA wiesz, że chętnie poszukam. Bardzo jestem ciekawa innego wcielenia Kowalskiej a jakoś dotychczas było mi z tym nie po drodze (myślałam, że prócz "Pestki" pisała tylko poezje).
UsuńNie tylko, nie tylko. zareklamuję się bezczelnie: http://www.zacofany-w-lekturze.pl/2012/04/taka-przynies-podaj-do-wszystkiego.html
Usuń~ Zacofany w lekturze
UsuńRwana fabuła? W moich wspomnieniach "Strachy" zapisały się jako tradycyjna powieść. Pod względem warsztatowym owszem, mogłoby być lepiej, ale atuty Ukniewskiej to według mnie autentyczność i bezpretensjonalność, no i jeszcze ciekawe realia.
Ja tę książkę pamiętam jako ciąg epizodów, a szczególnie drażniła mnie druga połowa, kiedy Teresa jest już z Modeckim. Plus denerwujące wizje Teresy. Ale nie przeczę atrakcyjna pozostała z tych względów, o których piszesz. Aż dziw, że współcześnie nikt jej jeszcze nie wznowił w jakiejś pikantnej serii romansowej.
UsuńTym dziwniejsze, że ostatnio tamte czasy bardzo w modzie. :)
UsuńNajwyraźniej Ukniewską pokrył już gruby kurz zapomnienia, niestety.
UsuńCiekawe, czy jest jakaś biografia. Chętnie bym przeczytała. Bardzo zaskoczył mnie ten Kuśniewicz, jakoś zupełnie mi nie pasuje do Ukniewskiej i "Strachów". :)
UsuńNie sądzę, by była. Te opowiadania biograficzne pewnie mogą najwięcej dać.
UsuńByło nowsze wydanie chyba nawet po 2000 roku ale koszmarna okładka i się zdecydowałam się odkupić. Czy "Pestka" to jest to cudo w który Janda gra z Olbrychskim? Jeśli tak to chyba nie chcę czytać.
Usuńnie odkupić oczywiście
Usuń~Zacofany w Lekturze
UsuńPrzeczytałam o "Folklorze..." i utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę książkę zdobyć. Cieszę się, że podkreśliłeś kunszt literacki, moim zdaniem jest on widoczny również w "Pestce" (ale o to będe się spierać za kilka dni :))
~Lirael
Masz rację, autentyczność i prostota to rzeczywiscie wielka zaleta "Strachów" a duża porcja wiedzy o konkretnym środowisku plus ładunek emocjonalny pozwalają przymknąć oko na małe niedociągnięcia pisarskie :)
~Moleslaw
To ten sam film, ale książka jest zupełnie inna. W ekranizacji nie tylko niefortunnie dobrano odtwórców głównych ról, ale przede wszystkim zmieniono wiek bohaterów, przekręcono główne wątki i realia życia.
Do lektury Cię zachęcam :)
Jeżanno: język Pestki mnie odrzucał, o ile pamiętam, był nienaturalny i przekombinowany; styl Folkloru to jest coś zupełnie innego.
UsuńPrzyjmuję za dobrą monetę pochwały "Folkloru..." i na pewno przyznam Ci rację w stosownym momencie :) Co do "Pestki", moim zdaniem odrzucać mogła raczej anachroniczna forma narracji. Sam język, gdy już człowiek przyzwyczaił się do narzuconej konwencji, był według mnie bez zarzutu. Prawda, nikt już dzisiaj tak nie pisze, więc to może razić, ale... :) Mnie w tej książce urzekł przede wszystkim liryzm w pokazywaniu zdarzeń prozaicznych. I symbolika niektórych scen - według mnie świetnie pokazana.
UsuńForma narracji nie była anachroniczna, język też nie. Był raczej irytujący, ale to zostawmy na inną dyskusję, jak już sobie odczytam moje wrażenia sprzed półtora roku:)
UsuńPisząc o anachronicznej formie miałam na myśli popularne swego czasu próby stylizowania narracji na monolog wewnętrzny czy strumień świadomości. Ale upierać się nie będę, za mało znam się na historii literatury :)
UsuńNo, ale temat chwilowo zostawmy :)
Mam wrażenie, że te strumienie świadomość tak naprawdę dopiero od niedawna są czymś, co nie budzi zdziwienia:)
UsuńMoże :) Jak powiedziałam, nie mam wystarczającej wiedzy i mogę odnosić się tylko do wąskiego skrawka.
UsuńSwoją drogą, fakt, że ta forma nie budzi już zdziwienia nie oznacza, że tym samym święci triumfy popularności. Mam wrażenie, że właśnie dzięki posmakowi nowości ten styl był tak chętnie wykorzystywany. Teraz to już nie to samo.
Kiedyś Pestka na pewno uchodziła za awangardową, dziś nie uchodzi za archaiczną, a to już wiele :)
UsuńArchaiczna nie jest z pewnością :)
UsuńA ja właśnie magluję "Zazdrość i medycynę" Choromańskiego - tak a propos lat 30. Byłam bardzo zdziwiona, że 28-latek napisał tak dojrzałą pod względem psychologicznym książkę. Tło obyczajowe jest również świetnie oddane.
OdpowiedzUsuńA "Strachy" ma Babcia w biblioteczce, podkradnę na chwilkę:)
Choromańskiego czytałam ze sto lat temu :) Nie miałam pojęcia, że napisał tę książkę w tak młodym wieku!
UsuńA "Strachy" polecam, pomimo, że nie jest to książka wybitna. Warto przeczytać, chociażby ze względów poznawczych :) Koniecznie podkradnij :)
Strachy kojarzę wyłącznie z serialem telewizyjnym z Trojanowską i Chamcem. Z tego co piszesz nieco inaczej rozkładającym akcenty, bo Teresa serialowa sprawia wrażenie nieco dojrzalszej postaci niż Teresa książkowa. Ze względu na sentyment do filmu przeczytałabym i książkę, choć szybciej i chętniej Zaklęte rewiry o których wspomina Zwl a wcześniej Marlow. Też nie miałam pojęcia, że Choromański tak młodo stworzył swą książkę.
UsuńA propos czasów, które darzymy sentymentem i do których troszkę wzdychamy, choć były ciężkie i smutne, to osobiście bardzo lubię czytać o renesansie, o Medyceuszach, Borgiach, artystach tego okresu, a przecież żyć wówczas i dożyć wieku dojrzałego to jak wygrać los na loterii - a jednak ...
Ja też lubię wędrówki w czasie, w zależności od tego, jaka książka lub jaki pisarz mnie w danej chwili zauroczy :)
UsuńRenesans, oglądany szczególnie przez pryzmat sztuk malarskich, rzeczywiście jawi się jako fascynująca epoka. Na szczęście z perspektywy wieków możemy koncentrować się tylko na tych aspektach, które nas interesują :)
Nie widziałam recenzji książki Worcella u naszych blogowych kolegów, muszę to nadrobić :)
Głowy to ja nie dam, że recenzja była, ale przy okazji różnych dyskusji i w komentarzach padał tytuł. A i recenzję Marlowa znalazłam http://galeriakongo.blogspot.com/2012/09/zaklete-rewiry-henryk-worcell.html
UsuńPrzyznam, że wcześniej na blogowe rozmowy o tej książce się nie natknęłam... Dzięki za link, recenzję przeczytałam, trzeba będzie się zainteresować, bo zapowiada się nieźle :)
UsuńTutaj informacje o "Domu zaczarowanym":
OdpowiedzUsuńhttp://img1.aukcjoner.pl/gallery/013764554/1_f.jpg
Autorka była żoną Andrzeja Kuśniewicza - może wspólnie doszli do wniosku, że jeden pisarz w małżeńskim stadle wystarczy i pani Maria zrezygnowała z kariery literackiej, stąd niewielki dorobek. :)
Z drugiej strony może lepiej mieć świadomość swoich ograniczeń i pozostać autorem jednej książki niż taśmowo produkować pseudobestsellery.
Ukniewskiej w "Strachach" na pewno udało się ciekawie odmalować teatralny światek z tamtych czasów i stworzyć postacie, które zapadają w pamięć. Nie jest to powieść ambitna, ale czytało się ją świetnie. W dodatku z posmakiem sensacji, bo miałam z 15-16 lat, a wątków romansowych było pod dostatkiem. :)
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Kuśniewicz to... Kuśniewicz! :) Do autorki "Strachów" może i na pierwszy rzut ka nie pasuje, ale nie na tyle dziwne stadła świat już widział :) Może żona nie chciała robić mu konkurencji na literackim polu...? ;)
UsuńTo prawda, "Strachy" bardzo wciągają. Na początku przeszkadzało mi, że postaci są jakby wycięte z jednego szablonu, wszystkie mówiły dla mnie jednym głosem, ale im dalej w głąb książki, tym bardziej autorka przydawała im cech indywidualnych.
No i świat rewii pokazany od kulis rzeczywiście bardzo zaskakujący. Może nie chodzi o same fakty, bo tego można było się domyślić, ale zaprezentowanie artystów jako prymitywnych, tępawych, chciwych ludzi, którymi kierowały często najniższe pobudki, to był dość śmiały krok, zważywszy na fakt, że autorka sama się z tego środowiska wywodziła.
Lirael, na szczęście lektura w tak młodym wieku nie wypaczyła Ci poglądu na sprawy damsko-męskie, bo wątki romansowe u Ukniewskiej są dość specyficzne :) Gdybym sama sięgnęła po książkę pół życia temu, pewnie też czytałabym z wypiekami...;)
Twoja opinia jak zwykle świetna, emocjonalna.
OdpowiedzUsuńFajna była ta seria z kotem. Mam w niej "Johna i Mary". A może jeszcze coś.
"Strachy" też miałam ale oddałam do biblioteki prawie 20 lat temu. Toteż niewiele pamiętam ani z książki ani z filmu, który też oglądałam.
Środowisko było trudne. Takież samo było teatralne, o którym pisze Reymont w swej "Komediantce". Trzeba było niezwykłego hartu ducha by się utrzymać na powierzchni, nie dać się wciągnąć w "błoto".
A czy dzisiaj nie jest to też świat blichtru i konkurencji, w którym niejeden się pogubił i pogubi.
Dzieki za miłę słowa Natanno :)
UsuńMasz rację, pomimo, że zmieniły się rekwizyty i cała otoczka, zasady rządzące światem sceny chyba aż tak wiele się nie zmieniły. Nie czytuję gazet ani portali plotkarskich, ale nie trzeba ich wcale czytać, by orientować się, co dla "artystek" małego pokroju jest najważniejsze i jakich środków uzywają do tego, by cel osiągnąć.
Na ich tle jestem skłonna trochę usprawiedliwiać tancerki, pisywane przez Ukniewską - one musiały się zmagać z autentycznym ubóstwem, nieraz głód zaglądał im w oczy, w obecnych czasach priorytety są całkiem inne.
A "Johna i Mary" już sobie zapisałam z Twojego polecenia, też bardzo lubię tę serię :)
W każdym bądź razie tamte dziewczęta łatwo nie miały a nędza niestety nie uszlachetnia.
UsuńA jednak lata dwudzieste i trzydzieste to lata, za kulisy których z sentymentem się zagląda.
Muzyka, stroje , stare samochody i niepowtarzalny dekadencki klimat.
To prawda, nie tylko zresztą w polskiej literaturze tamte czasy pokazywane są z taką nostalgią...
UsuńA wracając jeszcze do Reymonta, muszę sobie "Komediantkę" powtórzyć, nic już prawie nie pamiętam, narobiłaś mi ochoty :)
Czytałam po raz pierwszy dopiero w ubiegłym roku. Coś nawet skrobnęłam. Reymont też doskonale znał środowisko, o którym pisał czego w sumie do ubiegłego roku nie wiedziałam, znając go tylko z "Chłopów i "Ziemi obiecanej".
UsuńMuszę w takim razie poszukać Twojej notki!
UsuńJa czytałam "Komediantkę" już dość dawno temu, pamiętam, że moja mama miała "fazę" na wypożyczanie i czytanie polskiej klasyki epokami i ja przy okazji korzystałam :)
Gdzie zniknęła Jeżanno?
OdpowiedzUsuńNatanno - dziękuję za komentarz, miło mi się zrobiło, że ktoś o mnie pamięta... :)
UsuńMoje zniknięcie spowodowane jest cyklem chorób, które zgodnie z prawem serii opanowały moją rodzinę. Mam za sobą męczące tygodnie, ale jutro-pojutrze postaram się wrócić z nowym postem :)
Natanno, pozdrawiam cieplutko Ciebie i wszystkich, którzy pomimo mojej absencji od czasu do czasu tu zaglądali!