Gdy sięgałam po
kolejną w swym czytelniczym urobku książkę Amosa Oza, byłam pełna optymizmu. Po
na pół baśniowej, na pół lirycznej powieści „Dotknij wiatru, dotknij wody”
oczekiwałam czegoś, co w podobnym stopniu zaspokoi moje potrzeby estetyczne, a
przy okazji przywoła koloryt lokalny Izraela. Niestety, jak się okazało, ten
klucz nie pasował do mojej szuflady.
Książka „Nie
mów noc” rozczarowała mnie podwójnie. Po
pierwsze, autor zastosował zupełnie inną konwencję, jeśli chodzi o
przedstawianie świata (co niejako wymusiła na nim tematyka). Po drugie – moje
wybujałe przewidywania względem serii „Nike”, w jakiej powieść została wydana,
sprawiły, że rzeczywistość nie sprostała wyobrażeniom (ech, jakże częste to
zjawisko, niestety...).
„Nie mów noc”
nie jest złą książką. Gdyby pokusić się o zamknięcie treści w kilku prostych
słowach, można by powiedzieć, że to historia samotności we dwoje. Bohaterowie –
nauczycielka literatury Noa i inżynier-urbanista Teo mieszkają w miasteczku Tel
Kedar, położonym na obrzeżach pustyni Negev. Czy to różnica wieku, odmienny
styl życia, a może narastające niedopowiedzenia – coś nie pozwala im na osiągnięcie
prawdziwego porozumienia – na płaszczyźnie fizycznej, intelektualnej i
duchowej. Kolejne rozdziały ksiązki są czymś w rodzaju naprzemiennych
monologów, które pozwalają dotrzeć do genezy oddalenia kochających się, jakby
nie było, ludzi.
Tym, co determinuje
działania kobiety, jest chęć udowodnienia partnerowi swojej wartości (skąd my
to znamy...). Okazją do tego jest, zrządzeniem ironicznego losu, śmierć jednego
z uczniów, uzależnionego od narkotyków Immanuela Orvieto. Noa, prześladowana
poczuciem winy, za namową ojca chłopca decyduje się na udział w ryzykownym
projekcie budowy ośrodka dla uzależnionych.
To okazuje się
być punktem zapalnym w relacjach partnerów oraz zarzewiem buntu w lokalnej
społeczności.
Teo zbyt
pobłazliwie odnosi się do zapałów ukochanej, miejscowi nie życzą sobie mieszkać
w pobliżu narkomanów. To, z jednej strony, potęguje zapały bohaterki, z drugiej
zaś skłania ją do przemyśleń na temat istoty związku z partnerem.
Być może
materiał, jaki wybrał sobie autor do opracowania kanwy powieści, stwarza spory
potencjał. Odniosłam jednak wrażenie, że nie został on wykorzystany. Analiza
uczuć i postaw bohaterów trąci nudą i nie wnosi nic nowego. Choć powieść (ze
względu na znikomą objętość pretendująca raczej do miana noweli) z założenia miała
być najwidoczniej studium intymnych relacji dwojga ludzi, w rzeczywistości
zdaje się być przegadaną historyjką o kobiecie, którą lekki kompleks niższości,
poczucie winy i paternalistyczna postawa ukochanego napędza do podejmowania
działań, co do których nie jest w pełni przekonana. To również opowiesć o
mężczyźnie, którego z jednej strony fascynuje odmienność i młodość (w tym
przypadku, pojęta relatywnie!) partnerki, z drugiej zaś nabyte doświadczenia
każą mu dystansować się do własnej sytuacji życiowej.
Amos Oz stara się
nawoływać do porozumienia i dialogu, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i
bardziej uniwersalnym (czemu daje wyraz również w innej książce pt. „Jak
uleczyć fanatyka”). Czy jego nawoływania są zasadne, to zupełnie inna sprawa...
Jednak pomimo
jego starań uważam, że można by na tym gruncie stworzyć historię daleko
bardziej głęboką i przejmującą. Tymczasem otrzymujemy opowieści o zwyczajnym
życiu – wstawaniu z łóżka, parzeniu kawy, codziennej rutynie. Być może są
osoby, które to pociąga, ja (przyznaję) przeskakiwałam fragmenty dotyczące
wspólnych zakupów damskiej garderoby.
Jest jednak coś, co mnie w książce Oza
urzekło (i czego szukałam). To poetyckie opisy pustyni Negev, malowane, niczym
akwarelą, pejzaże Izraela, nawiązania do lokalnych obyczajów, dzięki którym
poczułam, jakby czas zawrócił bieg.
Pojawiają się
znajome nazwy miast (Beer Sheva, Tel Aviv), autor nawiązuje do historii
państwa.
Wizja
pogrążonej w mroku, pełnej pyłu, wyizolowanej z otoczenia pustyni jest w pewnym
sensie odbiciem relacji pomiędzy Noą i Teo. A przy okazji – najmocniejszą, w
moim odczuciu, stroną książki.
Niewiele
umniejsza to jednak stopień mojego rozczarowania.
„Nie mów noc” dostaje u
mnie 3,5/6.
Książka została przeczytana w ramach wyzwania: "Czytamy serie wydawnicze"
Na mnie też "Dotknij wiatru, dotknij wody" zrobiło duże wrażenie i od dłuższego czasu mam wielką ochotę na kolejną książkę Oza. Już wiem, że to raczej nie będzie "Nie mów noc" - obawiam się, że mnie też nie zachwyci.
OdpowiedzUsuńLirael, to jest zupełnie inna książka. Może nie obiekywnie słaba, ale nie sprostała moim oczekiwaniom. I co tu kryć, była po prostu nudna... O zachwyt rzeczywiście trudno w tym przypadku :-) Myślę, że podzieliłabyś moje zdanie, przynajmniej po części :-)
UsuńJezanna, bardzo mi przykro, ale Twoje recenzje ksiazek sa takie, ze chyba nawet przy tych ocenionych na 1 czulabym, ze koniecznie MUSZE je przeczytac ;-))))).
OdpowiedzUsuńTeraz Noa i Teo kusza mnie tak, ze juz znalazlam, ktore z moich bibliotek ma na stanie "Nie mow noc" ;-)).
(dobrze, ze to jest krotkie... a, zreszta, zapomnialam, ze przeciez zawsze moge porzucic ;PP)
"Jezanna, bardzo mi przykro, ale Twoje recenzje ksiazek sa takie, ze chyba nawet przy tych ocenionych na 1 czulabym, ze koniecznie MUSZE je przeczytac ;-)))))."
OdpowiedzUsuńNo z ust mi to wyjęłaś ;)
Kaye ;-))))).
UsuńIza, Kaye...:-)))
UsuńJesteście bardzo miłe, ale.... Jeśli ta recenzja skłoniła Was do lektury, to znaczy, że osiągnęłam cel odwrotny do zamierzonego :-P
A tak na poważnie, ze względu na to, że książka jest raczej z tych krótkich, nie jest tak bardzo żal straconego na nią czasu (oczywiście, praktykująca "porzucanie" Iza może ten stracony czas zredukować do niezbędnego minimum ;-))
No i może być tak, że Wam się spodoba, być może u mnie książka po prostu nie trafiła w swój czas, nastrój itp.
Nie polecam, ale i nie chcę zniechęcać :-)
"...oczywiście, praktykująca "porzucanie" Iza może ten stracony czas zredukować do niezbędnego minimum ;-))"
OdpowiedzUsuńJezanna, polozylam sie tu ze smiechu ;-)))))))))))))))))))))).
Ja się kładę ze śmiechu bardzo często, czytając niektóre Twoje recenzje ( te negatywne) ;-))) Oczywiście, mam tu na myśli śmiech radosny, żeby była jasność... :-))
UsuńMnie dla odmiany ta książka się podobała :-)
OdpowiedzUsuńTzn. nie zachwyciła mnie, ale nie krzywiłam się podczas czytania i z przyjemnością przewracałam kolejne kartki (choć przyznaję, że opis kupowania sukienki mnie także znudził). Akcja nie jest specjalnie ciekawa, ale ja lubię opowieści o zwyczajnym życiu zwyczajnych ludzi. Podobało mi się to, że w przeciwieństwie do bohaterów większości książek Noa i Teo nie są młodymi ludźmi (kobieta ma 45 lat, mężczyzna 60). Podobały mi się wplecione w tekst dwie przejmujące opowieści o zwierzętach oraz różne szczególiki obyczajowe. A w ogóle to bardzo lubię tego pisarza :)
Koczowniczko, ja też lubię Oza :-) Jedna z jego powieści mnie zachwyciła, uwielbiam znajdować w jego książkach smaczki i detale na temat Izraela, jednak "Nie mów noc" to nie było TO. Jak wspomniałam, książka nie jest zła, nie odrzuciła mnie, ale trochę znudziła. Może po prostu ostatnio moje samopoczucie nie sprzyja tego rodzaju lekturom...
Usuń