Kwestia genezy
zła, przejawiającego się w zachowaniach ludzkich, frapowała już niejednego
myśliciela. Na ile jest to wpływ genów, na ile wychowania, otoczenia i
nabywanych doświadczeń – nikt chyba zmierzyć nie zdołał.
Zainteresowanym
tematem polecam jednak wydaną w serii „Nike” książkę Alberto Moravii
„Konformista”, która, w pewnym uproszczeniu, jest niczym innym jak studium
okrucieństwa i zepsucia moralnego. W ujęciu autora wspomniane powyżej dylematy
sprowadzają się do ludowego porzekadła „od rzemyczka do koziczka”, lub – nieco
ładniej – „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.
Bohater powieści ,
której akcja osadzona jest we Włoszech z czasów Mussoliniego, to człowiek, w
którego dorosłym życiu odciskają się konsekwencje dziecięcych traum.
Marcello Clerici
już u zarania swego żywota odkrywa, że jest inny niż jego rówieśnicy. Na ten
odkrywczy trop naprowadza go porównanie własnych zachowań ze sposobem bycia
kolegów. Gdy po raz pierwszy, bez potrzeby i bez uzasadnienia, dopuszcza się aktu
okrucieństwa, uśmiercając wygrzewające się w słońcu jaszczurki, sam zszokowany
jest konsekwencjami swego czynu (a jeszcze bardziej faktem, że zabijanie
sprawiło mu perwersyjną przyjemność). Przejęty, szuka dla siebie usprawiedliwienia,
próbując znaleźć zrozumienie u przyjaciela i u matki. Gdy spotyka się z
dezaprobatą a nawet potępieniem, reaguje kolejnym atakiem agresji.
Jego opis może
wywołać niesmak, szczególnie u czytelników wrażliwych na los bezbronnych
zwierząt. Doskonale jednak pokazuje stopniowanie bezwzględności bohatera, jego
obojętność na cierpienie i kiełkowanie w nim zła w czystej postaci.
Droga, jaką
przebył Marcello od zwyczajnego chłopca do człowieka napiętnowanego
okrucieństwem, przypomina mi obraz pędzla jednego z przedstawicieli Bractwa
Prerafaelitów, Forda Madoxa Browna - „The Stages of Cruelty”( na którym
małoletnia dziewczynka smaga gałązką trzymanego na sznurku psa, zaś dama o
osobliwym wyrazie twarzy i cynicznym uśmiechu, bezlitośnie odrzuca awanse
zakochanego młodziana), zaś w wersji bardziej ekstremalnej, ryciny Williama
Hogartha pod podobnym tytułem - „The Four Stages of Cruelty”.
Co sprawiło, że
bohater powieści Moravii wybrał dla siebie taki los? On sam usiłuje złożyć to
na karb złych genów. Istotnie – ojciec chłopca leczy się psychicznie zaś matka
jest osobą o dość specyficznej moralności a jej obyczaje nie należą bynajmniej
do purytańskich.
Dodatkowymi
czynnikami, wpływającymi na skrzywienie psychiki Marcello, są trudne relacje ze
szkolnymi kolegami, którzy uważają go za zniewieściałego i prześladują z tego
powodu.
Kulminacją tych
faktów i doświadczeń jest traumatyczne wydarzenie, które okaże się
zdeterminować całe jego dalsze życie. Gdy po próbie homoseksualnego molestowania
(na którą dobrowolnie się naraził)oddaje strzał do grożącego mu mężczyzny, w
gruzy sypie się jego wiara we własne człowieczeństwo. Od tej chwili, jako
tytułowy konformista, odcina się od przeszłości i próbuje nadać swemu życiu
pozory normalności.
Lecz są to
jedynie pozory. Na zewnątrz przykładny mąż i obywatel, w rzeczywistości
zaangażowany faszysta, który poślubił niekochaną kobietę tylko dla świętego
spokoju. Udowadniając wszem i wobec, że nie jest zdeprawowanym dziwakiem, pod
zewnętrzną maską skrywa kłębowisko tłumionych wątpliwości i pożądań.
Sprawdzianem jest dla niego tajne zlecenie, które otrzymuje jako funkcjonariusz
tajnej policji – w czasie podróży poślubnej ma zdemaskować swojego dawnego
wykładowcę, znanego z antyfaszystowskiej postawy profesora Quadri...
Bohater w swoich
wahaniach na temat zdrady dawnego znajomego upatruje analogii do postawy
Judasza, który wydał na śmierć Chrystusa. Sam nawet rozważa, czy nie złożyć na
policzku profesora-dysydenta pocałunku, wystawiając go w ten sposób swemu
współpracownikowi – skrytobójcy.
Alberto Moravia w
swej powieści ucieka od moralizatorstwa w wymiarze jednostkowym. Postawy
konformistyczne ukazuje w kontekście ogólnym, zaś postać Marcello jest niejako
narzędziem służącym do pokazania mechanizmów rządzących społeczeństwem w
czasach reżimu Mussoliniego. Tyleż zapalczywe, co bezmyślne popieranie faszyzmu
bardzo szybko przeradza się w radość i ekscytację z powodu jego upadku. Postawa
chorągiewki, dopasowywanie się do sytuacji, przeciwstawianie się własnym zasadom
to, zdaniem autora, pożywka, na jakiej wzrosnąć mogła ideologia faszystowska.
Choć tematyka
jest trudna, styl autora jest bardzo dobrze przyswajalny. Moravia znany jest
zresztą z umiejętności prezentowania losów jednostki na tle ważnych wydarzeń
historycznych i społecznych.
Na koniec mała zmiana tematu. Okres próbny
wystawiania książkom ocen liczbowych na moim blogu zakończył się niepowodzeniem
i niniejszym zarzucam ten zwyczaj. Podsumowanie w ten sposób swoich odczuć na
temat lektury okazało się być zadaniem ponad moje siły. Liczby i ja to
zdecydowanie nie jest najlepsze połączenie.
Książka została przeczytana w ramach wyzwania: "Czytamy serie wydawnicze".
Widzę, że u Ciebie nadal królują książki z serii Nike :)
OdpowiedzUsuńCzytałam trzy książki Moravii. Moim zdaniem to nierówny autor. "Matką i córką" zachwycałam się, "Pogardę" przeczytałam bez zachwytu, ale z wielką ciekawością, natomiast "Podróż do Rzymu" bardzo mnie rozczarowała. Bohaterowie tych książek to ludzie wygodniccy, egoistyczni, ale raczej nie okrutni. Mężczyzna z "Konformisty" jest okrutny, znęca się nad zwierzętami, wspiera faszyzm... Chyba nie będę czytać tej książki.
Koczowniczko, dla mnie "Nike" to może nie gwarancja jakości, ale istotna wskazówka w doborze lektur :-)
Usuń"Konformistę" czytało mi się dobrze, chociaż bohater rzeczywiście był wyjątkowo antypatyczny.
Masz rację, "Matka i córka" to świetna ksiażka, czytałam ją kilkanaście lat temu i pamiętam już tylko to, że zrobila na mnie duże wrażenie. W "Nike" wydano sporo powieści Moravii, pewnie za jakiś czas spróbuję zdobyć kolejną :-)
Próbowałem przeczytać jego "Nudę" ale tytuł, nomen omen, antycypował (to teraz jedno z moich ulubionych słówek) zawartość i znudziła mnie już po paru stronach :-)
OdpowiedzUsuńA widzisz, autor uprzedzał...;-)
UsuńMoja znajomość z Moravią jest dość długa, jeśli wziąć pod uwagę przestrzeń czasową, jednak niezbyt dokładna.
"Matkę i córkę" przeczytałam dawno temu, zachęcona ekranizacją powieści i bardzo mi się wtedy podobała.
"Konformista" jest trochę z innej bajki, ale to też dobra książka.
Najwidoczniej, ak słusznie zauważyła "Koczowniczka", jego twórczość nie jest koherentna (to z kolei jedno z moich ulubionych słówek ;-)), Ty pewnie miałeś pecha trafić na tę słabszą próbkę :-)
Będę pamiętał by go nie używać u siebie na blogu, żeby nie dać ponownie asumptu do rozważań na temat jego autorstwa :-)
UsuńSłusznie, lepiej na zimne dmuchać :-) Podobną zasadę zastosuję ja w odniesieniu do słowa "antycypować" :-)
UsuńAle jeśli zamierzasz przeczytać "Wałęsę" Cenckiewicza i podzielić się swoją opinią, nie daj Boże, krytyczną, to myślę że Twoja ostrożność nie na wiele Ci się przyda :-)
UsuńPewnie masz rację - cóż jednak złego może mnie spotkać - najwyżej ponowna wizyta trolla i jego oryginalne koncepcje, uwiecznione w postaci komentarzy :-)
UsuńPrzypomina się odwieczne pytanie: czy człowiek jest zły z powodu "genów" czy to wpływ środowiska? Moim zdaniem to zależy od indywidualnego przypadku - u jednych zadecydowały geny, u innych środowisko, w jakim się obracali. Nie wydaje mi się natomiast, żeby ktoś mógłby być zły, żeby komuś zrobić na złość. To zawsze będzie jedynie poza, udawanie, nie można w ten sposób stać się złym do szpiku kości.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem sama chęć wyrządzenia komuś krzywdy musi być poprzedzona jakąś skłonnością do zła. Ta z kolei nie jest raczej kwestią dziedziczenia, nie ma chyba czegoś takiego, jak "geny zła". W "spadku" można dostać, co najwyżej, określony temperament, który może ewentualnie sprzyjać przyjmowania takich czy innych postaw.
UsuńNa złe skłonności ma (moim zdaniem) wpływ suma obserwacji i doświadczeń a przede wszystkim wzorce, jakie czerpie człowiek od najmłodszych lat.
Książka Moravii nie daje jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, raczej proponuje kilka kierunków interpretacji tego zjawiska.
Podobnie jak Koczowniczka ostatnio przeczytałam "Pogardę", która wprawdzie nie wywołała u mnie czytelniczej ekstazy, ale okazała się całkiem niezła. Wcześniej czytałam "Matkę i córkę" oraz "Rzymiankę". Powiem tak: doceniam walory powieści Moravii, ale zagorzałą entuzjastką nie jestem. :)
OdpowiedzUsuń"Konformista" zaciekawił mnie, a Twoje nawiązania malarskie wręcz mnie zachwyciły. Nie znam powieści, ale z tego co o niej napisałaś, wnioskuję, że są bardzo trafne! Obraz Forda Madoxa Browna robi przygnębiające wrażenie mimo rozbuchanej zieloności, a zwłaszcza straszny, zacięty wyraz twarzy dziewczynki i kobiety.
Lirael, jakoś czułam, że Cię zwabię tym obrazem Browna :-) Mam go w albumie o prerafaelitach i już na początku lektury pomyślałam o nim. Hogarth też pasuje, chociaż jest bardziej radykalny.
UsuńPodobnie jak Ty, w odniesieniu do powieści Moravii, daleka jestem od oczarowania, ale czyta się naprawdę dobrze. "Konformista" wciągnął mnie, chociaż jednocześnie odrzucała mnie postać bohatera (zwłaszcza na początku książki).
Młodzian u Browna sprawia wrażenie autentycznie straumatyzowanego. :(
UsuńOdrzucający bohaterowie to chyba specjalność Moravii, w jego powieściach trudno spotkać kogoś pogodnego i sympatycznego.
Zauważyłam, że na obrazach Browna większośc postaci ma bardzo dziwny wyraz twarzy...:-)
UsuńA znajomość z Moravią jeszcze na pewno kiedyś pogłębię, ale to nie będzie prędko.
Właśnie, nawet jego Madonna jest dość nietypowa pod tym względem.
UsuńTo prawda - myślę, że wytłumaczenie może być stosunkowo proste, biorąc pod uwagę znaczne podobieństwo rysów twarzy dam. Być może Brown dysponował tylko jedną modelką, z której czerpał takie osobliwe wzorce kobiecej urody ;-)
UsuńBardzo lubię czytać recenzje takich starych, sfatygowanych książek :) Do tej naprawdę mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do wzięcia udziału w moim wyzwaniu - informacje u mnie na blogu :)
Trudno mi określić, czy ta książka trafiłaby w Twój gust, ale moim zdanem była całkiem niezła - warto sprawdzić :-)
UsuńDziękuję za wizytę i zaproszenie do udziału w wyzwaniu :-)
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z Moravią chociaż w moich młodzieńczych latach bardzo modna była i :Rzymianka" i "Pogarda" zresztą obydwie zekranizowane. Mam natomiast film "La bella vita". Napisałam po Włosku, bo jak to brzmi. Zupełnie inaczej niż "Piękne życie".
OdpowiedzUsuńNie wiem czy potrafiłabym go teraz czytać.
Mnie Moravia na kolana nie powalił, ale doceniam walory jego pisarstwa. Zastanawiam się, czy czytana wiele lat temu "Matka i córka" dzisiaj zrobiłyby na mnie równie dobre wrażenie, ale chyba nie będę sprawdzać. Natomiast planuję w bliżej nieokreślonej przyszłości sięgnąć po "Pogardę" - widzę, że sporo osób ją czytało i jestem ciekawa.
UsuńP.S. To prawda, "La bella vita" brzmi o wiele lepiej, niż polskie tłumaczenie :-) Szkoda, że nie da się czytać wszystkich dobrych książek w oryginale, często wiele się przy tym traci.
Moravia zaczytywalam sie w malolactwie i bardzo milo tego autora wspominam, mam ochote go sobie powtorzyc :-).
OdpowiedzUsuńA na biblionetce jestem jako izaizaiza :-). Ksiazki, jakie tam dodaje na biezaco, to przewaznie sa te, ktore wlasnie przeczytalam, ale czasem zdarza sie i tytul, ktory wlasnie mi sie przypomnial, ze czytalam, a na biblionetce nie mam :-).
W ogole mam tam duza czesc przeczytanych w zyciu ksiazek - mialam lezaca ciaze, to sobie calymi godzinami przegladalam biblionetke i dodawalam do listy ;-)).
A Ty jaki masz nick na biblionetce? Wrzucasz tam tylko biezace, czy kiedys czytane rowniez?
Lirael nadal mi sie blokuje - chyba to wina mojego kompa, zaczne ja czytac z komorki albo komputera M, moze tam bedzie dobrze :-).
Iza, ja nie mam konta na Biblionetce, dopiero teraz postanowiłam zaistnieć ze swoimi książkami w szerszym świecie (wiem - jestem opóźniona...) ;-) Teraz żałuję, bo o tylu tytułach już zapomniałam! Chętnie popatrzę na Twoje lektury i mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się przypomnieć sobie te, które sama kiedyś czytałam.
UsuńP.S. Dla mnie czas ciaży też był bardzo owocny pod względem czytelniczym, chociaż nie byłam "obłożna" :-)
Jezanna, zaloz koniecznie, z przyjemnoscia bede do Ciebie zagladala :-).
UsuńJa tez zaluje, chcialabym miec tam wszystkie tytuly, szczegolnie te czytane w dziecinstwie i mlodosci - ale nic straconego, jak bede czytala z mlodym, to bedzie mi sie przypominalo pewnie :-).
Też się tym pocieszam, chociaż mój młody jest na razie na tym etapie, że książeczki (zwłaszcza te w twardych okładkach) traktuje wyłącznie jako przydatny przedmiot do ostrzenia zębów :-)
Usuń