Niedawno, przy
okazji czytania ciekawej recenzji Koczowniczki, przypomniała mi się książka
Ernsta Wiecherta “Proste życie” . Chciałam o niej napisać, jednak ze względu na
szwankującą pamięć zmuszona byłam odświeżyć nieco lekturę. I jak zaczęłam
odświeżać, tak przepadłam. Przeczytałam całą książkę od nowa. I niech już to
będzie wskazówką, określającą jakość powieści Wiecherta.
Autor miał już w
historii polskiej literatury swoje pięć minut. Były więzień obozu w
Buchenwaldzie, dał się poznać jako zagorzały przeciwnik faszyzmu. W latach
powojennych w Polsce skwapliwie podchwycono więc ten wątek, przystosowując go do
aktualnie panujących potrzeb. A ponieważ w prozie Wiecherta pojawiały się też
wątpliwości co do istnienia Boga, w epoce kwitnącego komunizmu został on
obwołany pisarzem „słusznym”. To zaś, samo w sobie, jest dowodem na to, jak
opacznie odebrane zostało przesłanie zawarte w jego książkach.
„Proste życie” to
historia byłego oficera Kriegsmarine, Thomasa von Orli, który w poszukiwaniu
zapomnienia ucieka do Prus Wschodnich (dzisiejsze Mazury, gdyby ktoś nie
wiedział), by tam wieść życie prostego rybaka, w oddaleniu od świata i ludzi.
„Jako słowa
niszczeją lata nasze” – ten cytat z psalmu sprawił, że bohater w jednej niemal
chwili postanawia porzucić wszystko, co ma – żonę, z którą coraz bardziej
duchowo się rozmija oraz ukochanego syna Joachima. W rozmowie z pastorem mówi:
„To było jak maszt, który jeśli na kogoś
runie, nie pozwala mu się podźwignąć”.
Zdaje sie
rozumieć, że czas wojny ustanowił w ich życiu cezurę, która podzieliła uczucia
na „przed” i „po”. Rozumie jednak, że nie sprostał „wielkiej próbie” w sposób
należyty.
Thomas von Orla
skazuje siebie na zesłanie fizyczne i duchowe. W oddaleniu i spokoju dzikiej,
mazurskiej przyrody szuka ukojenia. Zgłębiając własną tożsamość udaje mu się
pojednać ze światem. Napotykani ludzie – stary generał i jego wnuczka Marianne, leśniczy Gruber i jego żona, pogrążona w nieukojonej żałobie po
stracie syna, pomocnik Bildermann czy zaprzyjaźniony hrabia – każdy
wnosi do skostniałej duszy bohatera powiew nowego życia.
Otaczające go
lasy i jeziora, pełne tajemnic i magii, przybliżają go do rozumienia porządku
świata. W ciężkiej pracy i codziennej rutynie odnajduje sens i cel istnienia. Uczy
się, że aby żyć godnie i prawdziwie, należy podporzadkować się odwiecznym
prawom natury. Lata oddalenia, paradoksalnie, zbliżają go również do
zrozumienia własnej rodziny.
Wakacyjne
spotkania z synem uświadamiają mu, jak bardzo obydwaj się różnią. Odmienne
ambicje i odmienne ideały początkowo sprawiają, że Thomas czuje się rozczarowany
postawą swej jedynej latorośli. Szczególnie wówczas, gdy okazuje się, że
kariera i dobre imię jest dla niego ważniejsze, niż kwestie etyczne. Z czasem
dopiero godzi się z faktem, że każde kolejne pokolenie musi wybierać dla siebie
nowe drogi.
Po trzech latach
dobrowolnego zesłania na wyspie odwiedza bohatera żona ( a dokładniej to, co z
niej zostało po miesiącach nieleczonej gruźlicy oraz wyniszczających organizm
praktykach). Pani von Orla miała bowiem „słabość
do szampana i do mocnych, kunsztownie mieszanych wódek”. Jak sie później
okazało, nie gardziła też morfiną. Dopiero takie okoliczności sprawiły, że
między Thomasem i jego żoną doszło do pojednania i wybaczenia.
Nowe wartości do
życia bohatera wnoszą wszystkie, nowo poznane, osoby. Szczególna rolę w jego
ascetycznej, niemal pustelniczej egzystencji odegrał wierny towarzysz
Bildermann oraz młodziutka, lecz nad wiek mądra wnuczka generała – Marianne von
Platen, która obdarza starszego przyjaciela czymś więcej, niż tylko dziecięcym
przyzwiązaniem.
A jak wyglądają u
Wiecherta wspomniane wcześniej porachunki z Bogiem, które sprawiły, że uznany
został omyłkowo za pisarza sprzyjającego ideologii komunistycznej?
Bohater „Prostego
życia” nie wyrzeka się wiary w sposób programowy. Po ludzku błądzi i zadaje
pytania. Będąc świadkiem ludzkich tragedii, zastanawia się nad rolą Stwórcy w
świecie.
„Kiedyś powinny zostać poddane próbie ognia
także tak zwane prawdy odwieczne. Naród, który pogrzebał dwa miliony zabitych,
być może ma prawo do zapytania Boga, co on wówczas myślał. Jeśli nie odpowie,
możliwe, że nie powinien zadowolić się tym, co mówi Kościół.(...) Jeśli Bóg nie
wypowie się w sprawie owych dwóch milionów a również w sprawie tych, których
zamordowano potem, ani w sprawie dzieci, które zagłodzone i zabite leżą przy
drogach (...) to mogłoby być tak, że komuś za dużo będzie tego wystawania pod
kamienną ścianą i otrzymywania tylko echa zamiast odpowiedzi”.
Efekt tych
rozrachunków nie ma jednak wymiaru bluźnierstwa. Thomas nie odrzuca Boga, lecz
szuka Go.
„Negacją niczego się nie załatwi, żyć można
tylko wówczas, jeśli przynajmniej raz w roku wolno powiedzieć „tak”. Jestem jak
ten człowiek, który wzrósł mając łuk i strzały i nagle spostrzegł, że
nieprzyjaciele noszą żelazne zbroje, został więc zmuszony do powrotu do domu,
żeby wykuć sobie nowy oręż. Taki człowiek zamyka się a wychodzi dopiero, gdy
skończy. I ja muszę zaczynać od początku. Mój dawny Bóg umarł a nowy jeszcze
nie zasiadł na tronie”.
W książce Wiecherta nie brak również rozważań
na inne tematy egzystencjalne. Jego powieść, napisana językiem o dość
podniosłym, miejscami patetycznym charakterze, jest pełna idealizmu, odniesień
do Biblii oraz tradycji przodków.
Dużą rolę w
prezentowaniu świata odgrywa przyroda i zespolenie się z nią człowieka. Atmosfera,
jaka tworzy pisarz, przypomina mi nieco niektóre książki Olgi Tokarczuk,
szczególnie „Prawiek” oraz czytany ostatnio przeze mnie „Dom dzienny, dom nocny”.
U Wiecherta magia i legendy odgrywają znacznie mniejszą rolę, jednak wspólnym
mianownikiem jest pokazanie łączności pomiędzy kondycją ludzką a prawami
natury. Bezkresne mazurskie lasy, opary unoszące się nad bagnami i głębokie
jeziora, skrywające niejedną tajemnicę są doskonałym „tworzywem” do snucia
podobnych tez.
Warto dodać, że
autor zawarł tu sporo wątków autobiograficznych, jego życie było bowiem ściśle
związane z Mazurami.
„Proste życie” to
książka, której lektura dostarcza wiele przyjemności pod względem estetycznym i
intelektualnym. Miejscami przygnębiająca, jednak jej ostateczne przesłanie
krzepi.
Idealna lektura
dla osób, które aktualnie są na życiowym zakręcie. I nie tylko dla nich.
Moja ocena – 5,5
/ 6.
Tak dziś wygląda leśniczówka Piersławek pod Pieckami, w której urodził się Ernst Wiechert.
Źródło: klik
To jeszcze zostało opus vitae Wiecherta "Dzieci Jerominów" - jeśli spodobało Ci "Proste życie", to i oni Ci się spodobają. Lektura na długie wieczory, najlepiej nad jeziorem, w jakiejś starej, cichej mazurskiej wsi :-)
OdpowiedzUsuńO długich, spokojnych wieczorach nad jeziorem w mazurskiej wsi mogę, póki co, tylko pomarzyć...:-)
UsuńChyba wbrew pozorom łatwiej będzie przeczytać "Dzieci Jerominów", chociaż widzę, że i to może nastręczać sporych problemów ze względu na znikomą dostępność książki. Ale Koczowniczka wspominała o stronie, na której zebrano przetłumaczone powieści Wiecherta w wersji elektronicznej, więc rozważam skorzystanie z tej możliwości.
Też zaglądałem na tę stronę - taaak ... , elektronika, nowoczesność, u mnie w domu też się to panoszy ale jakoś nie mam do tego przekonania :-)
UsuńTeż nie miałam przekonania, dopóki przez około 1,5 roku nie byłam skazana na wybór - albo nie czytać wcale, albo używać czytnika (tak się złożyło, że do polskich książek miałam dostęp zerowy, zaś te wydane po angielsku występowały w niewielkiej ilości, za to w zabójczej cenie). Wybór był więc oczywisty. Na początku ciężko się było przyzwyczaić, ale potem jakoś oswoiłam to urządzenie i nabrałam do niego osobistego stosunku. No ale prawdziwej książki to mi nigdy nie zastąpi, za stare pokolenie jestem :-)
UsuńJa nawet nie próbuję, tym bardziej że nie mam motywacji :-) prawdziwa książka to jednak coś innego.
UsuńPrzyznam, że gdyby nie motywacja (a właściwie przymus), też nie myślałabym o takich nowoczesnych rozwiązaniach :-) W końcu książka to nie tylko treść, czytanie dostarcza również doznań zmysłowych - zapach papieru (najlepiej takiego dość starego), przyjemność trzymania apetycznie grubego tomiszcza w rękach, etc :-)
UsuńTak, tak ... dodajmy jeszcze do tego półskórek, ilustrowane wydanie z niebanalną grafiką, najlepiej pierwsze i autograf autora na okrasę :-) ale na blogach książkowych na zrozumienie takich upodobań raczej nie ma co liczyć :-)
UsuńOooo tak :-) Ja wprawdzie z "białymi krukami" nieczęsto miałam przyjemność obcować, ale spokojnie wystarczały mi zaczytane, pożółkłe stare wydania - domowe albo i biblioteczne.
UsuńBlogów książkowych jakoś wnikliwie nie śledzę, teraz zaglądam tylko na te, które mnie interesują, trudno mi więc oceniać. Jedna tylko refleksja ostatnio mnie naszła. O ile na początku byłam pod wielkim wrażeniem mnogości blogów książkowych, teraz z pewnym zaskoczeniem obserwuję prezentowane na nich upodobania literackie...:-)
Pod tym względem przeżyłem swego czasu poważny wstrząs :-) ale na szczęście i tak jest sporo blogów, na które warto zaglądać.
UsuńNa szczęście :-) Jest wiele świetnych i inspirujących blogów, dzięki którym uświadomiłam sobie, jakie mam zaległości i ile jeszcze chciałabym przeczytać. A moja lista lektur obowiązkowych niepokojąco wzrosła :-)
UsuńU mnie lista książek z cyklu "must read" raczej bez zmian, za to dzięki blogowaniu zbaczam często z głównej alei w boczne uliczki i muszę przyznać, że często są to pouczające "zboczenia" :-)
UsuńU mnie to postępuje dwutorowo - powiększa się zarówno lista priorytetowa jak i ta wksazująca kierunki "zboczeń" :-)
UsuńPrzeczytałam teraz Twoją recenzję "Dzieci Jerominów" i nabrałam przekonania, że ta książka zdecydowanie trafia na listę numer jeden :-)
Nie pożałujesz :-) tyle tylko, że trzeba mieć do niej nastrój, do czytania dla zabicia czasu zdecydowanie się nie nadaje.
UsuńTo się rozumie samo przez się :-) Nigdy nie marnuję dobrych książek na zapychanie wolnego czasu (no, chyba, że przez przypadek) :-)
UsuńJaka ciekawa recenzja! :-) Zaskoczyłaś mnie wiadomością o tym, że autor został omyłkowo uznany za pisarza sprzyjającego ideologii komunistycznej. W przedmowie do "Lasu umarłych" przeczytałam, że także hitlerowcy pewne utwory Wiecherta uważali za "swoje". Np. we wczesnej powieści Wiecherta pt. "Wilkołak" występowali nacjonaliści niemieccy, którzy głosili poglądy, że należy niszczyć ludzi słabych i tchórzliwych, ponieważ "gubią oni duszę niemiecką". Wiechert nie zgadzał się na taką interpretację jego książek i na wznowienia wczesnych powieści.
OdpowiedzUsuńCiekawy autor z tego Wiecherta, bardzo ciekawy :)
Koczowniczko - dzięki! Rzeczywiście autor jest ciekawy. W świetle tego co piszesz (i o czym wspominałyśmy w komentarzach pod Twoim postem o "Lesie umarłych") okazuje się, że i w kraju rodzinnym postrzegany był w skrajnie różny sposób. Chyba w zależności od potrzeb kładziono nacisk na te elemeny jego pisarstwa, które w danym momencie można było z pożytkiem wykorzystać :-)
UsuńA skoro w Twojej bibliotece mają "Proste życie" to bardzo Ci polecam, myślę, że nie będziesz zawiedziona! :-)
Niestety "Prostego życia" nie było. Zaopatrzyłam się natomiast w "Panią majorową" - tak jak Lirael :) I już nawet przeczytałam połowę. Powiem tylko tyle, że to książka spokojna, a bohaterką jest czterdziestoletnia zacna wdowa, właścicielka dworku. Książka napisana jest stylem mniej patetycznym niż "Las umarłych".
UsuńA ja właśnie przymierzam się do zachwalanych przez Marlowa "Dzieci Jerominów" (zgodnie z Twymi wskazówkami odnośnie PDF-ów :-)) Nie zdobyłam się na razie na zakup prawdziwej książki, może kiedyś...
UsuńJestem ciekawa tej "Pani majorowej", będę czekać na Twoje i Lirael opinie! :-)
Już sam tytuł "Pani majorowej" wzbudza szacunek. :) Moja dotrze dopiero w przyszłym tygodniu.
UsuńW pełni zgadzam się z Koczowniczką, świetny, wnikliwy tekst! Natychmiast poczułam potrzebę przeczytania tej książki i poczyniłam w tym kierunku pewne kroki, o czym za chwilę. :) .
OdpowiedzUsuńJeśli nie czytałaś jeszcze recenzji Marlowa innej książki Wiecherta, to bardzo polecam:
http://galeriakongo.blogspot.com/2012/09/dzieci-jerominow-ernst-wiechert.html
Wyznam w sekrecie, że to jeden z moich najulubieńszych tekstów Marlowa.
Wyznanie numer 2: po przeczytaniu Twojej recenzji natychmiast pognałam na wiadomy portal aukcyjny, żeby kupić "Proste życie", ale niestety, ani śladu. :( W ramach nagrody pocieszenia nabyłam "Panią majorową", która ma nawet opis w Biblionetce:
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=60153
Też brzmi zachęcająco.
I jeszcze melduję, że dziś przybył czerwoniutki Roth, rzecz jasna w rytm marsza Radetzky'ego! :) Wprawdzie rocznik 1958, ale wygląda na nówkę. :)
Lirael, miło mi bardzo, że udało mi się natchnąć Cię do lektury Wiecherta :-) W swoim czasie na pewno na książkę trafisz na wiadomym portalu :-)
UsuńWpis Marlowa właśnie przeczytałam i w pełni podzielam Twoją opinię :-)
Jestem ogromnie ciekawa, jak przyjmiesz Rotha i czy wesołe słoneczko z okładki ustrzeże Cię przed wiejącą z książki atmosferą apatii :-)
Właśnie dodałam sobie "Proste życie" do ulubionych kryteriów wyszukiwania, więc jest większa szansa na udane łowy. :) A tymczasem będzie mi dotrzymywać towarzystwa "Panią majorowa". A propos "Prostego życia", mam nadzieję, że nie kupię przez pomyłkę jakiegoś poradnika psychologicznego, bo mi różne takie wyskakiwały. :)
UsuńSłoneczko okazało się zmyłką, bo na odwrocie książki jest mały złowieszczy rewolwer, więc szykują się akcenty dramatyczne. :)
Z tego, co przeczytałam na Biblionetce wynika, że i w "Pani majorowej" pojawiają się motywy znane mi z "Prostego życia", może zatem, niejako przypadkiem, odkryjesz wartościową lekturę :-)
UsuńCo do okładki Rotha - może grafik jednak przeczytał książkę i zastosował uproszczoną (ale jakże celną) metaforę losu rodziny von Trottów :-) W razie czego, dla dodania sobie animuszu, możesz posłuchać "Marsza Radetzky`ego", jest całkiem dobrą przeciwwagą dla przygnębiających wątków zawartych w książce :-)
Jestem przekonana, że po przeczytaniu powieści Rotha będę klaskać równie głośno jak publiczność noworocznego koncertu:
Usuńhttp://youtu.be/NJxp5S1_2FA
:)
Okazuje się, że jest jeszcze część druga powieści, ale u nas chyba nie została przetłumaczona:
http://www.goodreads.com/series/109988-von-trotta-family
Sama chyba nie dałabyś rady zaaranżować takich owacji :-) Ale jakby co to jestem do dyspozycji i mogę wesprzeć:-)
UsuńCo do kontynuacji to jestem bardzo sceptyczna (chociaż ten opis niczego złego nie wróży)...
Mogłybyśmy się wspomóc tupaniem, ostatecznie to jest marsz. :)
UsuńKontynuacje u mnie ostatnio na cenzurowanym, mam pecha do nieudanych.
Chyba wiem, co masz na myśli (odnośnie kontynuacji :-))
UsuńA w kwestii tupania - jak najbardziej. Mogę założyć moje stylowe, sznurowane trzewiczki ;-)
To był tylko początek czarnej serii, szczegóły wkrótce.
UsuńTrzewiczki mile widziane, najlepsze byłyby takie specjalne do stepowania. :)
Zaintrygowałas mnie!!! (tą czarną serią)
UsuńJako, że talentów tanecznych u mnie brak (a takoż i stosownej po temu garderoby), trzeba będzie zadowolić się trzewiczkami ogólnoużytkowymi (aczkolwiek tupiącymi głośno) :-)
I ja się zakochałam w Wiechercie. Mam już prawie wszystkie jego książki wydane po polsku, przeczytałam już 3 (Dzieci Jarominów, Pan majorowa i Proste życie). Każda jest perłą. Trafiłam na jego nazwisko przy okazji Nienackiego - i faktycznie, jak wieść internetowa niesie inspirował się Wiechertem, zwłaszcza przy Skiroławkach i Wielkim Lesie - już teraz wiem, dlaczego tak bardzo lubię te dwa tytuły, duch Wiecherta się nad nimi unosi gdzieniegdzie.
OdpowiedzUsuńŁadna recenzja, bardzo trafna - pozdrawiam:)
Masz rację - każda ze znanych mi książek Wiecherta to perła i choć różnią się pod względem tematyki, łączy je piękny, rozpoznawalny styl. "Pani majorowa" jeszcze przede mną, ale wiem z dobrze poinformowanych źródeł, że to bardzo dobra powieść a Twoja opinia dodatkowo przekonuje mnie do przeczytania.
UsuńDziękuję za miłę słowa i odwiedziny, pozdrawiam! :-)
O tym pisarzu trzeba mówić - to wstyd, że tak o nim zapomniano... Bardzo bym chciała by wszystkie jego książki zostały przetłumaczone na polski, dla mnie to były jedne z najbardziej wartościowych jakie czytałam. Mam jeszcze kilka w zanadrzu, ale boleśnie ten stos maleje. Szczęściem Wiecherta nie można "pożerać" więc na jakiś czas wystarczy.
UsuńTo jest chyba wspólna cecha wszystkich jego książek - po przeczytaniu czuje się dziwną pustkę i nostalgię. I chciałoby się zaraz rozpocząć lekturę na nowo.
UsuńJa mam w nieodległych planach "Lasy i ludzie", tylko muszę zdobyć książkę a z tym może nie być łatwo.
Kompletuję w papierze jego książki - mam mało miejsca w domu, ale to trzeba mieć - natomiast zupełnie mi nie przeszkadza przyswajanie książek na czytniku, więc dzięki autorowi tej strony o Wiechercie, mam całość w formie elektronicznej. Pozdrawiam i dobrej lektury:)
UsuńMnie szczególnie zależy na "Dzieciach Jerominów" w wersji papierowej, ta książka mnie urzekła.
UsuńZ czytnikiem się oswoiłam, bo nie miałam wyjścia :-) Na pewno nic nie zastąpi mi wersji papierowej, ale czytnik pozwolił mi na kontakt z literatura wtedy, gdy nie miałam dostępu do polsko- ani angielskojęzycznych książek.
Aniu, pozdrawiam i cieszę się, że poznałam jeszcze jedną miłośniczkę twórczości Wiecherta :-)
Ja również się cieszę, że trafiłam na bloga, którego autorka lubi raczej wymagające książki - myślę, że sporo książek tutaj odkryję, bo widzę, że urzekają Cię podobne klimaty jak mnie :)
UsuńAniu, zapraszam i zawsze chętnie podyskutuję :-)
Usuń